Problemy, ich relatywność.

Budzę się w nocy. nie wiem, czy to przez tego poje..nego sąsiada z góry, czy może przez 3 kawy z automatu, które wypiłem wczoraj. W każdym razie, to teraz jest 9 wieczorem, a ja chyba idę spać, może się wreszcie wyśpię.
W robocie jakoś da się wytrzymać z lękami, w domu chyba też. Nawet potrafię sobie zaplanować, że niektóre rzeczy zrobię i potem je robię.

Wczoraj grałem z jakimś pod koniec sesji dla hobbistów. Przegrałem. Byłe bardzo nerwowy, nawet nie wiem dlaczego. Potem o mało co nie przegrałem gry z jakimś innym. Boję się przegranych, myślę sobie. Wracałem na rowerze, kropiło trochę, czułem smutek, ściskający mnie za gardło i może też trochę za przeponę.
Smuciłem się, że przegrałem tą grę, a w gruncie rzeczy, to jak zwykle, chodziło mi o to, że po co tak trenuję, jak potem robię się nerwowy i przegrywam.
-- Nie ma sensu być smutnym -- pomyślałem sobie i starałem się skupić na tym, żeby nie być smutny.
No właśnie, muszę zmienić podejście. Fakt, wczoraj byłem zmęczony. Smutny, dlatego, że jak przegrywam, to wydaje mi się, że całe moje życie jest takie, przegrana gra.
-- Co się przejmujesz -- mówię sobie -- jeszcze dostaniesz raka i będziesz się śmiał z problemów, które miałeś.

Słucham sobie muzyki w tle, to miłe.

Nie wiem, czy pisałem, ale na sylwestra byłem u znajomych, byłem ja i 3 dziewczyny. Muszę powiedzieć, że było miło i super jedzenie, bo jedna z nich, z Tajlandii naprawdę świetnie gotowała, moim zdaniem i zdaniem wszystkich, którzy tam jedli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!