Długa notatka, sterowany emocjami

Siedzę sobie w kafejce hali do bouldern. Kawa mi dosyć smakuje, ma sporo pianki. Nie jest mi źle, to już coś. Trochę się wspinałem, coś tam udało mi się zrobić, co już Blondi dała radę, coś nowego próbowałem. Mówię o tych trudniejszych rzeczach. Skończyłem dosyć o czasie, bo była grupa dzieciaków, które miały skończyć koło 13, a ja chciałem mieć wolne miejsce przy stoliku, bo tak sobie to zaplanowałem. Więcej się rozciągam ostatnio, powoli są jakieś tego efekty, choć mogło by być lepiej.

Obserwuję moje zachowanie, to znaczy, nie cały czas, ale praktycznie często, parę razy dziennie, czy wtedy, gdy akurat coś mnie zaczyna blokować. To ostatnie zdarza się często. Powoli udaje mi się wychwycić ten system sterowania, mną. Jestem, to znaczy, moja logika, zdalnie sterowana, przez emocje. Wiadomo, logika i emocje są połączone. To oczywiste więc, że mają na siebie wpływ. Moje zachowanie jest uzależnione od impulsów z zewnątrz, na przykład widoku jedzenia, czy krągłości tyłka jakiejś dziewczyny, ale też innymi rzeczami. Mogą to być faktycznie jej oczy, albo niebieskie niebo. Tyle, że niebieskie niebo nie powoduje podwyższonego pulsu, w odróżnieniu od powabów niektórych niewiast, choćby tu na hali.
To takie tylko gadanie, bo chodzi mi o to, że interesuje mnie sposób w który emocje, które jako tako nie używają słów, dosyć skutecznie blokują niektóre moje postanowienia.
Chcę na przykład zrobić porządek, choćby na moim biurku, ale nie udaje mi się to. Skąd się to bierze, że mi się "nie udaje", przecież chcę. Poza tym, to jak to zmienić?
Myślę, że choćby po części polega to na tym, że moja logika reaguje na sygnały mojego ciała. Jak mnie coś zaboli, to reaguję na to, skupiam na tym uwagę. Gdy mnie nagle jakiś mięsień w czasie biegania zaboli, mocno, to raczej zwolnię, o ile nie stanę. Jak człowiek nurkuje i zaczyna mu brakować powietrza, to też będzie starał się wypłynąć na powierzchnię, rezygnuje często z dopłynięcia do końca basenu, choć teoretycznie było by to możliwe.
Dzisiaj rano zrobiłem sobie kawy i pomyślałem o zasiąściu do pisania pamiętnika. Od razu poczułem lekkie napięcie w klatce piersiowej. Logika pomyślała o tym, żeby coś zrobić, a emocje, że nie chcą tego. Powody mogą być różne. Podobnie przed jakimś egzaminem, na prawo jazdy, czy w jakiejś tam szkole. Człowiek zaczyna się stresować, choć w sumie to tylko przeszkadza. A przeszkadza dlatego, że taki egzamin nie pasuje do schematu zachowania, który wykształcił się  przez dziesiątki tysięcy lat. Człowiek musi siedzieć na egzaminie, gdy najchętniej by uniknął takiej sytuacji. Kiedyś, jak była powódź, czy jakiś sąsiad z pobliskiej wioski chciał ukraść żonę, to wiadomo, co było robić. Albo się uciekało, w las, czy gdzieś, albo się wzięło drąga i walnęło nim tego zachłannego ziomka. Na egzaminie tego się nie da zrobić. Nie da się też stojąc w korku na autostradzie, choć niektórym się bezpieczniki powoli przepalają. Na takim egzaminie nie da się. Logika mówi, że trzeba siedzieć spokojnie, skoncentrować się, a emocje mówią bezgłośnie, "walnij go", albo "uciekaj".
Logika i emocje nie są w takich momentach zbyt kooperatywne. Nie trzeba egzaminu, w życiu codziennym znane są logiczne stwierdzenia, które nie odnoszą oczekiwanego skutku, na przykład "co ty się tak denerwujesz", albo "weź, uspokój się", gdy ktoś tam narzeka, czy się denerwuje.

W każdym razie, to uczę się tego, jak mną emocje próbują sterować. Łatwiej mi wtedy nie poddawać im się. Dobrym ćwiczeniem jest robienie tej samej rzeczy codziennie, jak pisanie pamiętnika, 20 minut dziennie. Wiadomo, czasami mnie to bardziej, czasami mniej stresuje, ale nie mam dobrej wymówki, żeby tego nie robić. Więc siadam do pisania i obserwuję co się ze mną dzieje. Kiedyś robiło mi się gorąco, ale tego już mniej. Czasami robię się bardzo zmęczony. Tyle, że wiem, że to zmęczenie jest niejako pozorowane, bo jestem w stanie oglądać demotywatory i inne baździajstwo przez 30 minut. Moja logika zaczyna nawet szukać "logicznych" wymówek, dlaczego to pisanie nie ma sensu. -- To i tak nic nie da - mówi mi wtedy.
Tyle, że ja wiem, że ta się będzie działo, więc mówię jej - Tak sobie postanowiłem, że będę pisał, więc tak robię. Jak zmienię zdanie nie będąc w stresie, to co innego.
Czy to działa, czy mi pomaga? Myślę, że tak. Kiedyś w weekendy musiałem chodzić do kafejki, żeby się zabrać za pisanie pamiętnika, teraz robię to w domu. Zrobię sobie kawy, siadam i piszę, wiem, że będę miał to z głowy i że jestem w stanie to zrobić. Nie zwlekam, jak kiedyś, do wieczora.
Jak mówię, pisanie pamiętnika działa lepiej, teraz pracuję nad tym, żeby codziennie się chińskiego uczyć, z książką w ręce niejako.

Tak się to więc toczy, czy idzie, krok po kroku. Raz jest więcej frustracji, raz mniej, czasami czuję się stary i bezradny, a czasami nawet dosyć młody i pełen energii.
Znowu mam tik w lewym oku. Nawet nie wiem co mnie tak stresuje, bo tyle jest rzeczy, które mnie stresują, pełno. Która z nich powoduje to lekkie skakanie powieki? Nie wiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!