Projekt, a nieoczekiwana motywacja

Idąc dzisiaj na ściankę myślałem o jednej drodze, nad którą chcę pracować. To nazywane jest „projektem”. Próbuje się coś takie zrobić, może to długo trwać. W moim przypadku była to droga składająca się głównie z pochyłych półek, krótko to ujmując. Myślałem o niej już wczoraj w domu. Czasami tak mam, że chcę jakąś drogę zrobię, nawet nie wiem dlaczego. Nie wiem, czy dam radę, ale jakoś mnie ona interesuje. Więc dzisiaj też, coś tam porobiłem, pogadałem z Leą i polazłem na kawałek ścianki, tam, gdzie był mój „projekt”. Jak ten „projekt” zacząłem robić, to najpierw przyszła Lea, która też próbowała, a potem trzy młode ładne dziewczyny. Jedna z nich też próbowała i nawet zaszła dalej niż ja chyba. Potem znowu Nibychinka, czy jakoś tak. Ja sobie stałem i przyglądałem się, bez stresu.
– Teraz twoja kolej – powiedziała nagle Nibychinka, powracając z nieudanej próby.
Trudno było się wykręcić, tym bardziej, że ona już raz mi powiedziała, że ja tylko chodzę i gadam, czy coś w tym rodzaju. Chcąc nie chcąc podszedłem do śckanki i zacząłem tą drogę, trochę tak, jak sobie ją wyobraziłem, żeby się dało zrobić. O dziwno, udało mi się postawić nogę na następnym chwyci, ale ta dziewczyna, która mi się teraz przyglądała, też tam była. Jakoś się przekolibałem do następnego chwytu i musiałem jakoś postawić stopę na takim długim chwycie, w kształcie pochyłej półki, o który się rękę opierałem. Nie musiałem podnosić kolana na poziom uszu, ale wygodnie nie było.
– Zaraz polecę – pomyślałem sobie.
Pewnie bym tak zrobił, gdybym był sam, ale jakoś się tam w mojej głowie kołatało pewnie, że 4 niewiasty, choć mało znane, przyglądają mi się. Więc zaufałem mojej stopie, która niepewnie stała i podniosłem tyłek wyżej. Specjalnie komfortowo nie było, ale w sumie, to chyba nie miałem innego wyjścia, bo słyszałem, jak mi dopingują. Więc na trochę trzęsących się nogach jakoś tam psim swędem, bo to chodziło bardziej o równowagę, niż siłę, złapałem za ostatni chwyt, który super nie był, ale też nie taki zły. Nawet nie wiem jakimi okrzykami zostało nagrodzone, ale udało mi lepiej ustawić i drugą ręką złapać za ten chwyt. Droga w bouldern uznawana jest za zakończoną wtedy, gdy dotknie się górnego chwytu dwoma rękami. Siedzę tu w kafejce i właśnie dociera do mnie, jak beznadziejna tu jest muzyka. Jedna z tych dziewczyn pochodziła gdzieś z Azji, sądząc po wyglądzie. Czy to mi siły dodało, nie wiem. Tą drogę ćwiczyłem już poprzednim razem, więc miałem wykumane, w miarę, jakby się ją dało zrobię, ale myślę, że bez takiej grupki młodych piękności chyba by nic z tego dzisiaj nie wyszło. Kto wie. Normalnie, to nie lubię mieć takiego stresu, że ktoś mi się przygląda, jak robię coś, w co nie wierzę, że wyjdzie, ale czasami, jak widać, dopinguje to. Myślę też, że często sam rezygnuję, bez osiągnięcia celu, bo nie wierzę, że dam radę. Jak widać na załączonym obrazku. Gdy jestem dobrze zmotywowany, to mniej jest lęku, albo jest on mniej ważny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!