Uczenie się, a depresja

Na ściance, czyli na bouldern, jest jedna droga koloru zielonego. To znaczy, chwyty mają czerwony kolor, ale zielony stopień trudności, czyli średnio łatwa. Następny jest niebieski, stopień trudności.
W każdym razie, to ja jestem na poziomie "zielonym", jak wiele innych, z którymi tu gadam. Czasami wyjdzie i jakaś "niebieska", bo niektóre są łatwiejsze, ale zielone przeważnie daję radę, a jak nie ja, to inni. W przypadku tej "zielonej" jest trochę inaczej. Sam początek jest trudny. Trzeba zrobić coś w rodzaju skoku wzdłuż ściany. Nie muszę wspominać, że nie daję rady, jak też ci inni. Postanowiłem dać tej drodze kategorię "problem". "Problem" to taka droga nad którą się pracuje, czasami krócej, czasami latami. Latami, to drogi gdzieś w prawdziwych skałkach. To nie żart. Czasami ludzie się uwezmą i próbują jakąś drogę zrobić, często jako pierwsi. Ostatnio oglądałem krótki program o jednym z najlepszych wspinaczy, Adam Ondra, który próbował jakąś drogę przejść Tą drogę wyćwiczył facet ze 30 lat temu, Latami ją chyba ćwiczył, z tego co pamiętam, miał lekką obsesję. Ten Adam Ondra, uznawany za jednego z najlepszych wspinaczy, przeszedł ją, ale też nie za pierwszym razem. To nie jest jedyny przypadek, że ludzie coś takiego robią. To trochę jak z muzyką, czy z innymi rodzajami sportu. Człowiek próbuje napisać jakiś utwór, symfonię, czasami nawet nie wiedząc, czy coś z tego wyjdzie. Innym przypadkiem, który mi się przypomniał, to facet, który po rozstaniu z dziewczyną latami ćwiczył jedną z dróg na El Capitan, w parku narodowy Yosemite. El Capitan ma coś koło kilometra wysokości. Ten miał też obsesję, latami, to znaczy, po parę miesięcy w roku walczył z tą drogą. Na koniec dał radę.
Ja wiadomo, latami nie będę walczył, bo tu co jakiś czas nowe drogi robią i stare znikają, co parę tygodni. O co mi chodziło, bo się rozpisałem. Głównie to o to, że jak człowiek coś ćwiczy, to to wychodzi. Drogi jeszcze nie zrobiłem, choć dlatego, że używam "oszukiwanego" chwytu, takiego, który do drogi nie należy. Z tym chwytem jest łatwiej. Na początku co piąty, czy szósty raz udawało mi się doskoczyć do następnego chwytu. Następnym razem wychodziło mi to co drugi raz, potem częściej. Dzisiaj wychodziło mi to za prawie, że każdym razem. Powiedziałem sobie, że jak uda mi się doskoczyć 5 razy pod rząd, to będę próbował z użyciem właściwego, nie oszukiwanego chwytu.
Dwa, czy trzy razy dałem radę cztery raz pod rząd. Za każdą taką serią robiłem przerwę. Pomyślałem sobie, że jak zwykle, jakbym się obawiał sukcesu, bo nie dam rady pięć razy pod rząd. Więc powiedziałem sobie, że zrobię ten ruch, dla ćwiczenia dziesięć razy, oczywiście, nie musi być pod rząd. Potem znowu polazłem gdzie indziej, bo robię po takich próbach przerwę. Przylazłem znowu i i ponownie dałem radę cztery razy pod rząd. Przed piątym razem pomyślałem -- skoncentruj się, oddychaj głęboko. Zgiąłem znowu nogi w kolanach, skoncentrowałem się i udało i się Udało mi się także szósty raz pod rząd. Rozgrzany sukcesem spróbowałem znowu, tym razem z użyciem właściwego chwytu. Od razu walnąłem się kostką kciuka o ten chwyt, którego używałem wcześniej. To ostudziło mój zapał na dzisiaj.
Co mnie w tym wszystkim interesuje, co też inni mówią. Czasami pewne droga nie wychodzi, ale sprawia trudności, ale jak się ją spróbuje dwa, czy trzy razy, to nagle staje się prosta. W dodatku mam czas, żeby zaobserwować co się z moim ciałem dzieje w momencie tego doskoku. W sumie, to nie jest wielki doskok, ale trzeba przejść wzdłuż ściany, przeskakując ze stopnia na stopień. Staram się przy tym trzymać biodra blisko ściany, żeby potem nie odlecieć, jak się złapię docelowego chwytu.
Jak to przenieść na moje życie poza ścianką? Pewnie tak, jak z pisaniem w domu, czy robieniem innych rzeczy, jak człowiek to ćwiczy, to łatwiej to idzie, przeważnie. W sumie, z jednej strony jest to oczywiste, ale z drugiej, to brakuje człowiekowi wiary w siebie, w to, że warto, że coś z tego wyjdzie. To jeden z objawów depresji, czy czegoś podobnego. Człoek nie robi pewnych rzeczy, bo nie mam "motywacji", a tej nie ma, bo nie wierzy, że to ma sens, że się da.

Komentarze

  1. Ale da też tacy, którzy ćwiczą i nie mają efektów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to zależy od tego, jak na to spojrzeć. Efekty, albo ich brak zależą od wielu faktorów. Na przykład od sytuacji wyjściowej, czyli posiadanych już umiejętności. Jak ktoś umie jeździć na rowerze, to łatwiej jest mu się nauczyć jeździć na motocyklu. Jak kto nawet na rowerze nie umie jeździć, to brakuje mu pewnych przydatnych umiejętności. Nie znaczy to, że się nie nauczy. Inną sprawą to kwestia poświęconego czasu i uwagi. Jak ktoś się chce nauczyć grać w tenisa, to nie wystarczy, że będzie machał rakietką bez piłki, choćby nawet 1000 godzin. A nawet jak ma piłkę, to pomaga, jak się zwraca uwagę na to jak się uderza i tak dalej. Wiem, bo widzę ludzi, którzy latami na tym samym poziomie grają, mnie nie wykluczając ;) Poza tym, jak się coś źle ćwiczy, to efekt może być odwrotny od oczekiwanego.
      Ale ogólnie mówiąc, jak się człowiek czymś zajmuje, koncentruje na tym, jakoś tam i robi to regularnie, to czegoś się tam nauczy. Tak działają mięśnie i tak działa mózg, to nie jest żadna tajemnica, ani magia.

      Usuń
    2. Dokładnie. Ale to trzeba chcieć. Samo powtarzanie określonych czynności nie wiele pomoże.

      Usuń
    3. Racje, chcieć, albo naprawdę musieć.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!