Skoki nastrojów

Byłem wczoraj na rentgenie, to następny krok w stronę operacji, na którą oczywiście mam średnią ochotę. Oczywiście, przyglądam się moim emocjom, które sobie skaczą jak zające na łące. Wczoraj rano beznadzieja, w sumie, to zastanawiałem się, czy bym się zabił, jakby był jakiś przycisk, który by mnie po prostu usunął z tego świata. Myślę, że jakby coś takiego istniało, to ludzie by częściej znikali. Tak, to trochę głupio, powiesić się i potem co. Ktoś kiedyś zauważy, że się nie odzywam i tak dalej. Mało przyjemna perspektywa. Z drugiej strony, jak ktoś ma depresję to trudno mu się gdzieś wybrać, wyjść z domu i wędrować gdzieś, gdzie można by z mostu do zimnej wody wskoczyć. Takie tam rozważania.

W każdym razie, wskoczyłem na rower i wyruszyłem w stronę rentgena, do którego miałem ze 40 minut jazdy, pod warunkiem, że mi się droga nie pomiesza. Oczywiście, coś mi się pomieszało i dłużej mi zajęło, ale nie szkodzi. Przyjęli mnie szybko i jeszcze szybciej to zdjęcie zrobili. Nawet mi rentgenolog pocieszył, mówiąc, że jak u kogoś młodego (od razu się lepiej poczułem) i wysportowanego  taka operacja ma nie działać, to u kogo. Rozłożył przy tym ręce szeroko na boki, pokazując tym wyimaginowaną postać otyłej osoby. Dodał coś tam jeszcze, o warstwach tłuszczu w czasie operacji, co nie było zbyt poprawne politycznie, ale nikt nas nie słyszał.
Po wyjściu polazłem na targ, na którym parkował mój rower. Byłem świadkiem, jak trzy policjantki przyłapały faceta na chodzeniu bez maseczki. W dodatku nie miał przy sobie dowodu osobistego, czy czegoś. Nawet nie wiem, czy te policjantki ładne były, bo tylko oczy było widać, a spódniczek nie noszą, tylko takie obszerne mundury.
Wracając do domu stwierdziłem, że moja depresja, czy mój ponury nastrój gdzieś się rozwiał, mimo nieźle zgrzytającego biodra, któremu wtórowało kolano. Martwię się o to kolano, czy się przy okazji nie spieprzyło, jak człowiek tak krzywo chodzi. To znaczy, tak naprawdę to biodro nie skrzypi, jak jadę rowerem, ale coś wczoraj nieźle o sobie dawało znać. 

Dzisiaj rano, mimo, że spałem tak sobie, też nie byłem w depresyjnym nastroju. Pomyślałem sobie, jakie to paradoksalne. Kiedyś chciałem się zabić, a teraz przejmuję się biodrem, czy innymi problemami zdrowotnymi, które jakoś tam czuję. Z drugiej strony, to myślałem kiedyś, że nie warto żyć, jak nie będę umiał biegać. Teraz nie umiem i jak mam dobry humor, to myślę, że śmierć i tak sama przyjdzie, co się nad tym zastanawiać.
Ciekawe są takie nastroje, sterowane hormonami, tu trochę mniej, czy więcej dopaminy, czy serotoniny i człek ma taki, czy inny humor i myśli.

Co do wiewiórek, to one chyba codziennie biegają po podwórzu. Mam wrażenie, że po drugiej stronie trawnika też im ktoś podrzuca orzechy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!