Czas malin

 Ale czas leci, już lipiec się zaczął. W radiu mówią, że zaczęła się druga połowa roku. Na szczęście nie mówią jeszcze o świętach. 

Byłem na ściance, kończę kawę, ale jeszcze pada, to napiszę tu parą zdać. Samochód by się przydał, bo nie chce mi się moknąć. 

Coś sobie naciągnąłem mięsień klatki piersiowej, nie mogłem zrobić moich ulubionych ćwiczeń na desce treningowej. Wczoraj byłem na fitnessie, potem w saunie. To pozwala się zrelaksować. To za każdym razem interesujące, jak sport pozwala się odprężyć. Na początku mi się nie chce ruszać, ale potem czuję się bardziej wyluzowany, mentalnie.

Nadal liczę kalorie. Chcę jeszcze trochę stracić na wadze i potem będę bardziej obserwował. Uważam, że liczenie kalorii jest dobre, żeby się zorientować, ile jaka potrawa ma energii. Banany i orzechy, to małe bomby, za to ogórki i rzodkiewki można jeść w dowolnych ilościach.

Kupiłem sobie świeżych malin. Pachną niesamowicie. Wiadomo, nie tak, jak z własnego ogródka, czy z lasu, ale i tak są super.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!