Kurs koszenia trawy i tajemnicze klepanie kosy

 Tu już w sumie miesiąc temu, jak pojechałem na kurs organizowany przez park miejski, ten tu w okolicy. Zaczęło się od tego, że poszedłem na małą wycieczkę organizowaną przez ten park,  na które miła pani pokazała nam rosnące w parku dzikie rośliny. Różnego typu kwiatki rosły na specjalnie ogrodzonych powierzchniach. 

Łąka

Okazało się, że mają do koszenia tego specjalną kosiarkę, nie koszą taką zwykłą mechaniczną. Mimo wszystko, to najlepiej byłoby, jakby się to dało kosić kosą. To chociażby dlatego, że nie zabije się przy tym tylu owadów. Tak od słowo do słowa, dowiedziałem się, że organizują kurs koszenia kosą i dadzą mi znać, jak będzie się miał odbyć.

No właśnie, dlatego miesiąc temu pojechałem pół godziny rowerem na skraj miasta. To dlatego tak daleko, żeby było więcej trawy w jednym kawałku, bo na tych małych poletkach w parku nie da się trenować. Na miejscu okazało się, że zaczniemy od koszenia, a potem będziemy uczyć się klepać kosę. Zazwyczaj kolejność jest odwrotna, ale miało być koło 34 stopni, więc z rana lepiej pokosić, a potem w cieniu klepać.

Okazało się, że istnieją różnego rodzaje kosy. Niektóre na łąki inne znowu do jakichś chaszczy (to nie krew, na tym niby białym prześcieradle, ale rdza).

Kosy

Należy w dodatku wiedzieć, jak się składa kosę. To znaczy, montuje ją do trzonka i jak się ustawia kąt blatu, a także wysokość rączki. Na koniec, po krótszym lub dłuższym czasie, każdy miał dopasowany do własnego wzrostu sprzęt. Poćwiczyliśmy też ostrzenie kosy. Osełkę trzyma się w czasie koszenia w specjalnym pojemniku z wodą, przypiętym do pasa. W sumie, dosyć praktyczna rzecz. Nie robiłem niestety wielu zdjęć, bo towarzystwo było jakoś chyba ekologiczne, czy coś i oprócz organizatorki mało kto robił. Nie chciałem się wyróżniać. Teraz rzecz jasna żałuję, trochę.

Po krótkim treningu machania kosą na sucho, wypuścili nas na łąkę. Zabawa była przednia, tym bardziej, że próbowałem już kosić za dziecka , jak znalazłem kosę w szopce, w ogródku. Tyle, że wtedy robiłem to bez fachowej instrukcji, nieklepaną kosą. Jak mogłem -- myślę sobie teraz -- taką niewyklepaną kosą.

Poniżej wykoszony przeze mnie kawałek. To nie ja jestem na zdjęciu, ale u kosiarza widać ten pojemnik na osełkę, z lewej strony u pasa. Ja byłem w eleganckiej białej koszuli i nawet mnie pani organizatorka filmowała, bo z takim zapałem machałem narzędziem. Nie żartuję z tą białą koszulą. Nie chodziło tu o podkreślenie mojej wrodzonej urody, do tego nie potrzeba białej koszuli, ale o kleszcze, które na białym lepiej widać, i o gorąco. Poza tym chroniła mnie ona przed słońcem. Teraz rozumiem lepiej, dlaczego żniwiarze mają na sobie jasne koszule, słońce. Dużo to lepsze, niż koszulka z krótkim rękawkiem, przy 35 stopniach gorąca, moim zdaniem.


 

Skoszony kawałek

Nie skosiliśmy całej łąki, bo mieliśmy coś zostawić dla następnej grupy i czasu nie było, ale mimo wszystko zebrało się sporo skoszonej trawy.

Skoszona trawa

Po krótkiej przerwie na pokrzepienie ciał i ochłodzenie głów, przyszła pora na klepanie kosy, o którym już moja prababcia wspominała.
Ty ją musisz najpierw wyklepać - instruowała mnie kiedyś, ale nie pokazała, jak się to robi. Teraz przyszła pora na to, żeby odkryć tę tajemniczą procedurę. Wstawiliśmy więc najpierw nasze koziołki w cień. Poniżej stoją one jeszcze w słońcu.

Koziołki

Potem po dłuższym instruktażu, na temat dwóch technik klepania kosy, dostaliśmy każdy po kawałku blachy, by na niej trenować. Poniżej koziołek z bliska.

Koziołek

 

Istnieją dwie metody klepania kosy. Jedna uproszczona, za pomocą tego "garnuszka z prętem" z lewej strony i tych tulejek, żółtej i czerwonej. Bo to tulejki zamknięte z jednej strony. Druga metoda, to z użyciem tego czarnego kowadełka (babki) z prawej. Do każdej z metod był odpowiedni młotek.

Klepanie kosy polega na tym, że ściąga się materiał (metal), z okolicy może 0.5 cm od ostrza, bliżej samego ostrza. Spycha się go niejako, uderzając młotkiem bezpośrednio (druga metoda), albo za pomocą tulejki (pierwsza metoda), tak, żeby miejsce koło ostrza, tak ze 2-3 milimetry, było grubsze. Równocześnie ścienia się samo ostrze, które potem ostrzy się osełką.

Klepanie mnie pochłonęło. Miałem zatyczki do uszu, więc było spoko, gdy chodzi o głośność. Przyszło jednak parę osób z okolicy i nawet chyba ktoś z rady miejskiej, żeby się dowiedzieć, kto się tak tłucze, ale wytłumaczono im, że to dla dobra natury, więc dali nam spokój. Jakaś starsza pani narzekała wprawdzie, że klepiemy kosy mało fachowo, ona to wie, bo już w dzieciństwie to robiła, ale takich malkontentów należy ignorować. To tym bardziej, że nie  kwapiła się do pokazania, jak się to robi poprawnie.

Bardziej podobało mi się klepanie na babce (kowadełku), niż za pomocą tych tulejek. To może dlatego, że na babce widzi się cały czas co się klepie, jakie zmiany zachodzą na powierzchni metalu.

Fajny był instruktor od koszenia, choć wydawał się trochę zestresowany, na początku. Potem się wyluzował.

Znalazłem wczoraj na Youtube filmiki, które pokazują jak klepie się prawdziwą kosę. Nie będę tu jednak czyichś filmów wstawiał. Jak ktoś zainteresowany, to znajdzie materiały na YT zatytułowane "klepanie kosy". 

Może organizatorka wstawi jakieś zdjęcia czy nagrania z tego  kursu, to też je tutaj udostępnię, o ile ona pozwoli.

No i tyle, na temat moich przeżyć sprzed miesiąca, na temat koszenia kosą i treningu jej klepania. Kurs był dla uczestników za darmo, w zamian, za chęć pomocy przy koszeniu w parku. Tak było przynajmniej w moim przypadku.

Teraz czekam, aż Pani z parku da mi znać, że potrzebny jest fachowiec od koszenia. Napisała jakiś czas temu, że zamówiła już kosy, ale najpierw jedzie na urlop. 

Jak będę w rodzinnym ogrodzie, to zobaczę, czy może tam jeszcze w szopce jakaś stara kosa stoi. Spojrzę na nią zapewne inaczej niż kiedyś, po tym, jak posiadłem nieznaną mi wcześniej wiedzę na jej temat.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał przy okazji, że uczenie się nowych rzeczy, zapamiętywanie nowych doświadczeń, jest elementem neuroplastyczności mózgu. Na ten temat napiszę jednak szerzej w innym poście.

 

 

Komentarze

  1. Wpis o koszeniu, super 👍 dzięki.
    Kiedyś kosiłem tą kosą najdłuższą, na samej górze (drugie zdjęcie), ale pamiętam że w domu były różne. Klepanie również było, ale to już nie ja. Tylko w jaki sposób nie wiem, chyba byłem zbyt mały żeby się tym zainteresować. Po prostu dali mi kosę i ciągle przestrzegali żebym sobie krzywdy nie zrobił.

    Od wielu lat nie widziałem, żeby ktoś kosił trawę kosą, tylko kosiarką. Tak jest najprościej, a tym że giną owady zdaje się przejmować niewielu lub nawet nikt. Myślę, że taki widok (a w dodatku gościa w białej koszuli 👍) utrwaliłby się w mojej pamięci długotrwałej zdecydowanie 😁

    Miałeś ze sobą zatyczki? Czyli już wiedziałeś że będzie głośno, teraz sobie przypominam że faktycznie to uderzanie w ostrzę uwalniało dużą ilość decybeli. Może dlatego starałem się trzymać od tego z daleka (?)

    A co to oznacza że towarzystwo było ekologiczne? Tzn że nie mają/używają smartfonów? Bo widzę że w ten upał mieli raczej kolorowe ubrania, na których kleszczy niestety nie byłoby widać.

    Kiedyś organizowałem akcję sprzątania lasu, to w przerwie serwowałam swoje kruche ciasteczka z sokiem pomarańczowym i herbatą z termosu. A tu w przerwie było coś "na ząb"?

    Miło jak ktoś pochwali (organizatorka). Na pewno wyglądałeś najlepiej z ekipy kosiarzy, dlatego robiła filmy i zdjęcia, a jak wróci z urlopu to letni (a może i jeszcze jesienny) angaż masz gwarantowany 😃

    I jeszcze jedno - te koziołki bardzo fajne, myślę że może robiła je jakaś grupa stolarzy na innym kursie organizowanym tamże? I jak starannie czekają na użycie -przed każdym koziołkiem równiutko ustawiony młotek. Ładnie. Lubię harmonię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę :) No tak, uważam, że koszenie relaksuje umysłowo, bo jest to monotonna czynność na łonie natury. Trzeba się skoncentrować, choć nie za bardzo i człowiek się wyżyje fizycznie :)

      Tu kosy stają się chyba coraz bardziej popularne, według słów prowadzącego kurs. To może też dlatego, że wzrasta świadomość, że przyrodę czasami trzeba chronić, szczególnie w miastach. Coraz mnie tu owadów, a co za tym idzie, coraz mniej ptaków.
      Poza tym, to koszenie kosą nie niszczy tak roślin, ze względu na rodzaj cięcia.
      Te poletka eksperymentalne założono chyba dopiero w tym, czy może w zeszłym roku, tak, że jest to nowy trend tu w parku.

      Miałem zatyczki, napisała o nich też Pani Organizatorka, żeby mieć ze sobą. Nie każdy ich używał, co mnie trochę dziwiło.

      Ekologiczne towarzystwo, to znaczy, starające się w miarę dbać o środowisko. Nie byli to hippisi z trawką, jak to może kiedyś, ale przeciętni ludzie, niektórzy uczyli się kosić, żeby to robić we własnym ogródku. Używali smartfonów, ale coś nie robili zdjęć. To może też dlatego, że teraz trzeba wszystkich pytać, czy wolno zdjęcie zrobić.
      Każdy miał swój prowiant, choć były jakieś państwowe owoce.

      Koziołki były profesjonalnie wykonane, solidne i składane. My byliśmy chyba pierwszymi ich użytkownikami, bo te kolorowe przyrządy do klepania kosy były zupełnie nowe. Młotki chyba też.

      Ten gościu był bardzo poukładany, gdy chodzi o ten kurs, dlatego koziołki były też równo ustawione :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po co wiedza o budowie mózgu?

Wylegujący się nukleus