podroż

Rozmawiałem wczoraj oczywiście z NB, czyli narkotykiem B. Wróciłem wczoraj z Polski. Pewnie spotkam się z
dobrą przyjaciółką, czasami chodzimy pod ramię, czasami opowiada mi ona o swoim chłopaku
lub o tym, co akurat robi. Jakoś się dobrze dogadujemy, może dlatego, że ja nie krytykuję jej sztuki,
a ona już nie krytykuje mojej relacji z NB.
Więc nie dogadaliśmy się na koniec (z NB), bo przerwaliśmy rozmowę telefoniczną, gdy moja siostra wyszła ze sklepu.
W sumie, to ja myślałem, że NB powiedziała, że zadzwoni jeszcze raz, a ona, że ja, komórki i słaba jakość połączenia.
"Czekam na Twój wyrok"-powiedziała, zanim przerwaliśmy rozmowę. "Na jaki wyrok?", ale wiedziałem,
że chodzi jej o to, czy zerwę kontakt, czy nie. "żartowałam"-dodała szybko.
Moja siostra wierzy w duchy, jak wierzę w podświadomość, i chciałbym wierzyć w UFO ;o)
Uzgodniliśmy z siostrą, że co dla niej duchy, to dla mnie podświadomość, i już się na ten temat nie musimy kłócić ;o)

"Sama sobie jesteś winna"-odbiłem sobie moją frustrację na siostrze, gdy powiedziała, że ją głowa boli.
Wiedziałem, że to głupie, ale trochę lepiej mi się przez to zrobiło.

W tle Pachelbel, Canon-D-dur, ostatnio wpadł mi w ucho. Moja była dziewczyna wiedziała, że to nie Bach a Pachelbel,
więc teraz wiem, wracaliśmy raz razem samochodem, z Polski, ale to inna historia.
----
Tak sobie będę pisał o śmierci, dokładniej mówiąc o samobójstwie, czasami, nie znam jej dobrze, bo ci, którzy ją znają, rzadko zdają relację z tego spotkania
(wyjątki, patrz poglądy o duchach).
 W sumie to proste, gdy komuś jest cały czas źle, to może walczyć. Nadzieja umiera na końcu. Ale gdy nadzieja umrze,
to wtedy chyba nie jest daleko do śmierci, bo wtedy mało co pozostaje. W matematyce można by to jako limes-śmierć
określić ;o) Van Gogh pisał o ptakach zamkniętych w klatce, widzących, jak inni żyją, nie mogących z nimi odlecieć, lub jak one żyć.

"But the cage does not give way and the bird is maddened
by pain. “What a idler,” says another bird passing
by - what an idler. Yet the prisoner lives and does not die.
There are no outward signs of what is going on inside him; he
is doing well, he is quite cheerful in the sunshine.
...
And then one asks: My God! will it be for long,
will it be for ever, will it be for eternity?


Letter from Vincent van Gogh to Theo van Gogh
Cuesmes, July 1880

"

Komentarze

  1. zabojcza-w-uwodzeniu17 kwietnia 2009 18:17

    Boję się śmierci... a szczególnie tej spowodowanej samobójstwem.
    Samobójcy chyba idą do piekła? Boję się piekła.
    Czytałam kiedyś książkę, której cytat pamiętam do dziś (jest on też u mnie na blogu):
    "W piekle na powitanie pokazują ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrał właściwe wyjście. A potem pokazują ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłeś śpiąc, wiesz, synuś, że my przesypiamy połowę życia? I tym wszystkim śpiochom takim jak ty pokazuje się w piekle, co mogli w życiu osiągnąć, gdyby budzili się w porę.
    - A potem? Mamusiu, co się dzieje potem, kiedy już to wszystko pokażą?
    - Potem, synku, zostawiają cię samego z twoimi wyrzutami sumienia. Na całą wieczność. Nie ma już nic ani nikogo. Tylko ty i twoje wyrzuty sumienia..."
    "Gnój" Wojciech Kuczok

    To tak- ku przestrodze...

    A co do Van Gogha -dużo o nim wiesz. Pamiętam jak w liceum na języku polskim uczyłam się o nim. Strasznie mnie wtedy urzekła jego osoba, potem zapomniałam i teraz Ty mi znów o nim przypomniałeś. Zaraz go wklikam w google, by od nowa móc się nim fascynować ;)

    W Chicago jestem, bo mam tu mamę, a ponieważ siedzę tu już prawie pół roku i mi się wiza niedługo skończy, więc gdzieś w połowie maja wracam. Trochę przykro, bo poznałam mnóstwo wspaniałych osób a w mojej mieścinie nie mam zbyt wielu znajomych, ale może to i lepiej, bo tak jak w notce napisałam " zrobiłam się nietowarzyska" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się piekła jakoś nie boję, niespecjalnie wierzę w okrucieństwo boga. Wiem, że samobójstwo nie jest dobre dla małych grup, gdzie każdy członek jest ważny, stąd może wrzucono to też do biblii. W tamtych czasach nie było łatwo i jak obietnica o niebie nie pomagała, to pewnie grożenie piekłem było dobre. Biblia odzwierciedla tamtejsze czasy. Ale fakt, można by wiele zrobić, gdyby życie było dłuższe, ..., albo i nie ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ja się będę dalej upierać, że gdy stajesz się takim ptakiem w klatce to się po prostu poddajesz. Następuje rezygnacja i egzystowanie. Stajesz się jakby pustym pojemnikiem.
    Samobójstwo popełniają ludzie, którzy mają na to jeszcze siłę, ludzie, którzy boją się tej nadchodzącej pustki. Ludzie, którzy nie wiedzą, ile szczęścia mają, że mogą jeszcze cokolwiek robić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy ktoś staje się sam z siebie takim ptakiem, to może się poddał, i jest wtedy w pewnym sensie pusty, ale gdy cię ktoś do tej klatki siłą zamknie, to możesz walczyć i robisz to. Pytanie tylko, jak długo można walczyć? Do walki potrzebna jest też nadzieja. Tego też czasami trzeba się było nauczyć. Trzeba wierzyć w to, że uda się coś zmienić. W ekstremalnym przypadku, jak w obozach zagłady, ludzie szli na druty, bo nie mieli siły i nadziei. Ogólnie, to byli "słabsi psychicznie". To ekstremalny przypadek, ale zasada jest chyba podobna.
    Można się zabić nie dlatego, że czuje się pustkę, ale ból. Ten nie musie mieć do czynienia z pustką. Zabijając się uciekasz przed bólem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację. Ból po prostu stał się dla mnie tak naturalny, że zapominam czasem o jego istnieniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ból można ignorować, ale znoszenie go kosztuje energię, i z czasem jej może ubywać, gdy bólu za dużo. Ale często, to można się bólu "pozbyć", gdy wie się skąd on się bierze. Nikt nie powiedział, że to jest łatwe, więc się tu nie wymądrzam :o)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!