Weź się za siebie

Siedzę sobie w kafejce i po prostu mi smutno. Może DN (dziewczyna z namiotu) tu przejdzie, ale, wiem, że nie przejdzie. Dlaczego do niej nie zadzwoniłem jeszcze, lub nie napisałem? Bo postanowiłem sobie, że tak nie zrobię. Chcę mieć uczucie, że mam jeszcze trochę kontroli nad moimi emocjami. Nie chcę czuć tej wyuczonej bezradności. Siedzę tutaj, przy stoliku, znam obsługę, znam parę osób z widzenia. Przechodzą czasami ładne dziewczyny, dużo par. DN nie działa na mnie tak, jak kiedyś NB działała, czyli narkotyk B. Może się uodporniłem, może coś innego. Gdy człowiek ma uczucie, że nie ma kontroli, to znaczy, gdy ja mam takie uczucie, to wydaje mi się, że nic nie ma sensu. Ale zbieram się wtedy w sobie i szukam wyjścia. Tak sobie myślę, że tyle lat w strachu żyłem. Bałem się po prostu wyjść z pokoju, gdy ojciec był w domu. Jakie to na mnie ślady pozostawiło? Nie chodzi mi o narzekanie. Ale w pewnym momencie kończą się inne możliwości, inne próby wyjaśnienia. Mogę walczyć, albo mogę się poddać. Gdy się poddaję, nic to nie przynosi, próbowałem. Więc walczę, starając się nie przejmować porażkami. Nie ta dziewczyna, to inna. Ale o NB trudno mi zapomnieć, chociaż myślę, że kiedyś mi się uda. Wystraszyłem się chyba tej bliskości z DN, myślę, że jej to pokazałem. Obudziłem się w nocy. Leżąc, słyszałem szum, jak szum morza, ale to po prostu ktoś brał prysznic. Myślałem o NB, o DN. Co zrobić z niepotrzebnymi uczuciami? Pewnie to rezonans przeszłości. Lata świadomości, że jestem sam, gdy ktoś może robić ze mną co chce. Kochałem moją mamę, ale ona nie umiała mi pomóc. Nie wolno mi się było do niej przytulić przy ojcu. Stąd może wyrosła ta chora miłość. Kocham kogoś, ale czegoś mi brakuje. Może wiary w to, że ktoś mnie przytuli? Jak to się w książkach opisuje, piszę to, co myślałem może jako dziecko, starając się być w swoim pokoju jak najciszej. Jako dorosły, wiem, że świat jest inny. Ale rozumiem Van Gogha, czy Cobaina. Gdy czuje się pustkę, lub ból, to po co żyć? Nie znaczy to, że chcę umrzeć, po prostu kiedyś żyłem inaczej i wiem, jak to jest, nie wiem, co oni czuli, ale wiem, co ja czułem. No właśnie. Ale wolę taki smętny smutek od bólu ;o) Słońce na niebie, cappuccino. I jak mi ktoś napisze "weź się za siebie", to uśmiechnę się pod nosem, bo wiem, że nie ma pojęcia o czym mówi ;o)

Komentarze

  1. Jak nie odpisze, to fajnie zachować sobie kopię tego, co się napisało. - to tak trochę jak te moje listy :) też nie odpisują, bo nie mają na co ;) a kopie leżą u mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze gada ;o)
    A jak już jestem przy lękach i innych takich tematach, to :
    http://www.youtube.com/watch?v=0oypDN1FZFA&feature=related
    chociaż ten mi się bardziej podoba, bardziej z życia wzięty:
    http://www.youtube.com/watch?v=PMfYvFHXBPc&feature=fvw
    ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. potwornie smutne ... wiesz miłość matki do dziecka to tak jakbyś codziennie inwestował 100 000 000 mln dolarów . nie spuszczasz z oka . Śpi jak drżące serce posypane duszkiem i wiesz że Twoja droga trwa tu i teraz . Liczy się zranione kolanko i bezbrzeżny smutek zbyt strasznego snu . Wstajesz w nocy o 3 nad ranem i oglądasz z Aniołem ''Małą Syrenkę '' albo ''króla Lwa'' mlaszcze nad ranem ''mamusiu ugotuj mi jajecko najlepsie ''


    są ludzie których czyny wyprzedzają uczucia . albo róznią się od nich . Tak jak kocha dziecko Matka... nigdy nikt tak Cię nie pokocha . Krzywdzenie dzieci to najokrutniejsze co mozna zrobić bo nie moga się bronić . Możesz czuć krzywdę - masz do tego zajebste prawo . Możesz krzyczeć wyć i tracić poczucie bezpieszeństwa .


    tak mi przykro ...że trafił Ci się nieodpowiedzialny tata .


    życie to takie małe sprawy

    OdpowiedzUsuń
  4. zabojcza-w-uwodzeniu15 lipca 2009 21:56

    Zawsze jak czytam o Twoich rodzicach to robi mi się jakoś tak smutno. Moi rodzice nigdy nie byli źli, może się kłócili, może mnie bili (choć nie mocno- tak jak każdego dzieciaka), może byli ostrzy- co zostało im do dziś, bo mimo, że mam juz prawie 25 lat, oni ciągle chcą, żebym wracała do domu przed 23:00...
    Pamiętam, że jako mała dziewczynka codziennie się modliłam, żeby tylko nie wzięli rozwodu. Dziś widzę jak wielki to był błąd, bo wspólnego języka ze sobą nie mogą znaleźć do dziś (niepotrzebnie się tylko ze sobą męczą)...

    Zastanawiałam się tez nad lękami- czy je w ogóle mam? I albo ich nie posiadam, albo nie potrafię ich nazwać?

    OdpowiedzUsuń
  5. sti, ty sobie pomóż, zostaw tych ludzi w spokoju

    OdpowiedzUsuń
  6. nono, chłopak, ty dobrze się do niej bierzesz, już ma mokre gacie, choć o to akurat nie trudno. tylko uważaj na flopa z gżyba stelli. choć spotkanie u lekarza w doborowym towarzystwie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!