Z ulicy

Co mi się wczoraj
zdarzyło. Niewinnie zagadałem do kobiety, która na prom czekała,
nie, to ona do mnie zagadała, fakt. Jakoś się rozgadaliśmy i
potem jechaliśmy w tą samą stronę rowerami. Koło mojego domu
zatrzymaliśmy się, bo tam się nasze drogi rozdzielały i dalej rozmawialiśmy. W sumie, to pomyślałem sobie, że może była by to
okazja, żeby się z nią przespać, bo tak nigdy jeszcze nie
zrobiłem, poza tym, to dawno już seksu nie miałem ;o) Ona spojrzała na zegarek i powiedziała, że szkoda, że tu nie ma żadnej knajpki w okolicy. Zaprosiłem ją do domu, a co miałem zrobić? Tak sobie rozmawialiśmy, ona dużo podróżuje, jako przewodnik. Wspomniałem o tym, że coś tam sobie piszę, o moim problemach. "Ja też mam autorytatywnego ojca"-powiedziała, używając formy teraźniejszej. I tak się zaczęło. Rozmowa w
kółko. Jej rodzice ją męczą, ojciec kontroluje ją na każdym
kroku, matka kapuje u ojca na nią, a ona ma ponad 40 lat. Chętenie by znow gdzieś pojechała a potem wzięła za siebie, za to, żeby jej
prościej było, za swoje problemy. Wymęczyłem ją, bo nie
pozwoliłem jej grać w „Ty mi i tak nic nie poradzisz”. Za to
poszedłem spać o 4.30, obudziłem się oczywiście ok. 7 rano,
potem znowu o 8. Dziwne uczucie mieć kogoś w mieszkaniu, kogo się
nie zna, bo nocowała na kozetce. Ale co mogłaby mi zrobić, najwyżej mnie okraść. Ona
najchętniej by gdzieś uciekła, mówiła, znowu pojechała, do Grecji, czy do
Włoch. Tyle, że wiadomo, że kiedyś musi wrócić. Ale teraz by
chciała gdzieś pojechać. I czy musi to być takie trudne, rozmowa
o tych rzeczach, o jej smutnym dzieciństwie, o jej sytuacji teraz,
gdzie nie jest ona nawet w stanie gdzieś pojechać, bo po prostu nie potrafi, coś w głowie jej w tym przeszkadza i musi szukać mieszkania, i praca. Po prostu nie
może się pozbierać, w dodatku pod presją rodziców, którzy się
chyba nią martwią, albo przynajmniej przejmują, choćby ze względu
na sąsiadów. tak ja sobie myślałem. Jej zdaniem, odbierają jej oni energię, czyniąc zależną, bo płacąc niektóre jej rachunki i wogóle. "Ale czy musi to być takie trudne?"- pytała mnie co
chwilę? "Nie można tak z żartami, z radością tego wszystkiego
rozwiązać?". Może i można, myślałem sobie, a może i nie. Skąd
ja to mogę wiedzieć. I to jej mówiłem. Czuła lęk, trudno jej
było oddychać, zmieniała temat, by za chwilę do niego powrócić."Ja bym najchętniej gdzieś pojechała"-powtórzyła znowu. Tak się to ciągnęło, bo rano też rozmawialiśmy. "Zmieńmy temat"-mówi ona. Ja patrzę na niebo, niebieskie. "Chyba można dzisiaj iść na basen"-mówię. "Ja bym gdzieś pojechała, do Włocha, albo na Kretę"-słyszę. "Wiesz, w sumie, to istnieje parę alternatyw"-pojechałem inną śpiewką. "W sumie, to możesz zostać w domu i kiedyś popełnisz samobójstwo, albo Twój ojciec umrze". "Nie mów tak"-mówi ona, "bo zaczynam się bać", ale uśmiecha się przy tym, nie wiadomo dlaczego. Wie, że nie mówię na poważnie? Skąd ma to wiedzieć, jak ja sam tego nie wiem. Wie, że gramy grę "Ty mi nie pomożesz"- ale chyba nie dociera to do niej, albo nie całkiem. Pyta mnie "co ja mam zrobić?". "Tego Ci nie mogę powiedzieć" odpowiadam, "bo to Twoja gra, tak nigdy nie przerwiemy tego błędnego kółka". "Powtarzasz się"-słyszę. W końcu znaleźliśmy jeszcze inne wyjście, oprócz ucieczki, czyli ponownego wyjazdu do innego kraju, popełnienia samobójstwa lub brania leków. Może jeszcze iść do psychiatryka. Ale tam jej chyba nie chcieli, z tego co mówiła. "Nie może ktoś przyjść i wyciągnąć mnie z tego?"-pytała. "Nie"-usłyszała, to musisz sama zrobić. Przytaknęła - "to samo mówią moi przyjaciele". Chodziła już na przynajmniej jedną miła terapię. Ta terapia jej się podobała, ale niewiele przyniosła. "Nasza rozmowa nic nie przynosi"-słyszę od niej od czasu do czasu. Wie, z naszej dyskusji, jak to wszystko działa, że jest dorosła, że daje sobie radę, ale że wpada w rolę uzależnionego dziecka. Ale to na razie tylko słowa dla niej. Czeka, aż rodzice jej pomogą, równocześnie psiocząc na nich, bo nie są tacy, jakimi by ich chciała mieć. To, że oni się nagle nie zmienią, nie dociera chyba tak szybko, do niej. Trudno powiedzieć, czasami pewnie dociera to wolno, jak Shiatsu.
W końcu poszła, bo była już dawno z koleżanką umówiona. Przy wyjściu jeszcze mówiąc, że ja pewnie jeszcze zyskałem energię z tej rozmowy, bo ją to tyle kosztowało. Oczywiście, było jeszcze parę innych wątków. Jak wyszła, to padłem ;o) Czy muszę dodawać, że zadzwoniła parę godzin później, pytała, czy poszedłem na basen. Powiedziałem, że nie, nie pytając, jakie ona ma plany. Po chwili odłożyła słuchawkę, czyli przerwała rozmowę, bo to przez komórkę. Pewnie się jeszcze spotkamy, jak pójdę na basen, to puszczę jej może smsa.
Trochę to niepozbierane, ale tak, chciałem to schwytać, w słowa, póki to nie odleci, jak inne takie spotkania.
---- PTSD
Napisałem 2 smsy do NB (narkotyk-B). Najpierw, że chcę zerwać kontakt, potem, że mam obsesję na jej punkcie i wcale mi się to nie podoba. Napisałem obie rzeczy w trochę żartobliwym stylu. Ona kupuje mieszkanie z chłopakiem ;o) (pomyliłem się, powinno być, na spółkę, ale tak mi się bardziej podoba ;o) Napisała mi, żebym sobie znalazł kogoś innego, przepraszając, że może brzmi to po chamsku.
Nie znoszę tego uczucia. Ja to kiedyś określiłem, to jakby lodowata dłoń zamykała się na sercu, by wszystkie uczucia z niego wycisnąć, całe życie.
Wiem, że to chodzi o to, co NB we mnie wywołuje, przypomina mi coś z mojego życia, i chciałbym ją ratować, zamiast mnie samego. Ale ona nie chce być uratowana, ona żyje swoim życiem, pewnie szczęśliwa, albo szczęśliwsza niż ja. A ja czuję jakiś drobny kawałek jej i to we mnie coś wywołuje, reakcję niewspółmierną do impulsu. Tak trudno tak myśleć, gdy to się czuje, gdy chciało by się uciec, schować w czyjeś ramiona, albo schować kogoś w swoje. Nie da się. Więc próbuję, tak jak się uczyłem, przytulić sam siebie. I może czuję się trochę lepiej. Akurat dostałem smsa, ale żaden sms nie jest tak ważny, żebym go teraz sprawdzał :o)

Komentarze

  1. Jelol, jestes beznadzienym przypadkiem. ja bym ja przeleciala:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo Tobie się dziewczyny podobają. Mhmm, jak by mi się bardziej podobała, ale fakt, trochę jestem w niektórych rzeczach osłowaty ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe czy bys mnie wykorzystal, spiaca na Twojej kanapie hihihi:D

    OdpowiedzUsuń
  4. tt, kto wie, mhmm, bez Twojego pozwolenia chyba nie, ale nie pozwolił bym Ci pewnie tak zasnąć, jak tej K. Ona tylko gorącą wodę piła w ten wieczór. Dajcie mi spokój z niektórymi Niemkami ;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. ajjj to wracaj do nas:)

    OdpowiedzUsuń
  6. kończy się pomału historia z NB narkotyk B ,smutek skończonych baśni ,



    ona chyba postanowiła zacząć swoje życie ,a Ty musisz sobie pozwolic na zielone światło ... bo mam wrażenie że Twój pociąg dopiero podjechał ...
    i służba koleii odnalazła Twój zaginiony bagaż . Jak chciałes jechać bez niego .

    dopiero mając siebie w pełni możesz mieć w pełni świadomie kogos i wychowywać kogoś . tak tak yeloł .

    macha do Ciebie konduktor
    życzę Ci ojcostwa
    i tego żebyś mógł kiedyś zobaczyc swiat przez pryzmat swojego dziecka i jego oczami

    OdpowiedzUsuń
  7. Ona juz przed rokiem zaczela swoje zycie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!