Pływanie po raz któryś

Obudziłem się o 4-tej nad ranem. Niby niedobrze, ale z drugiej strony lubię sobie też tak z rana posiedzieć, czasami, mimo, że potem jestem padnięty. O czym myślałem? O tym, co może jest ważne.  Pozwoliłem problemom odfrunąć, jak kiedyś, na jednej z godzin jogi z miła nauczycielką z Ananda Marga w jednym z krajów skandynawskich. Miło jest czasami pomedytować, chyba będę to musiał częściej robić, ale najmilej jednak robić to gdzieś nad brzegiem morza, lub na osłonecznionej polance w lesie. Jak przed rokiem. Siedziałem na pieńku, świat był wypełniony ciepłem i śpiewem ptaków. Zapachem lasu. Brakowało mi oczywiście kogoś, ale potem gdzieś się to zatraciło wszystko. Aż do momentu, gdy trzeba było wrócić do rzeczywistości, wstać i pomaszerować spowrotem do domków campingowych, gdzie kawałek rodziny spotkał się z powodu urodzin mojego ojca.
Pływałem sobie dzisiaj. Koło mnie jakiś niedźwiedź, czy inny zwierz trenował i wyprzedzał mnie na każdym zakręcie. A ja sobie spokojnie. Jak i tak go nie wyprzedzę, to co się będę wysilał ;) On pływał z płetewkami na rękach, umiał nawet przewrót na końcu basenu zrobić, a ja spoko. A na koniec mi powiedział, że mało się nie utopił, jak próbował płynąć delfinem, bo dawno tego nie robił. Ja na to "najważniejsze, że sprawia to radość". Skrzywił się na to. I popłynął delfinem w jedną stronę. Chciałem mu powiedzieć, że za to świetnie kraulem pływa, ale już się nie odezwał. A ja lubię się czasami popluskać delfinem. Nie wiem, dlaczego tak mało ludzi tym pływa.
Z L, moją współmieszkanką nic się do przodu nie posuwa. Ona się zamyka w swoim pokoju, albo gotuje coś, czy smaży i mi to wciska, czasami, czasami sam chcę, bo pachnieć, to ładnie to pachnie. I smakuje też. Ale ona cały dzień nic nie je, a potem wcina. A ja z nią, po tym, jak cały dzień jadłem. Skutki są wiadome. Ja się robię pulchny, nawet nie wiedząc kiedy.
Powoli może odkrywam marzenia, bo jak nie mam tego, co chcę, to mogę mieć marzenia. Chyba ich jakiś czas nie miałem. W nocy myślałem o tym, że mogłem wiele rzeczy lepiej zorganizować, w moim życiu, ale co z tego. Przynajmniej mam pierwszy raz od dawna ochotę jakiegoś języka się nauczyć :) A lęk? Odwiedza mnie, ale ja też wracam do przeszłości, by połączyć emocje z wydarzeniami. Siedzę oczywiście w kafejce. Trochę wróciłem do życia po espresso ;)
Mam wrażenie, że czegoś moim słowom brakuje. Może po prostu nie potrafię słowami tego wyrazić, co czuję. Wiem, że niektóre rzeczy tak, gdy piszę oszalałe listy do dziewczyn narkotyków. Siedzię w kafejce, czego brakuje moim słowm, a może moim myślom?
NB się nie odzywa. Lęk, ile go jeszcze jest? Wolę siedzieć tutaj, w kafejce, gdzie prawie zawsze jest do kogo zagadać, niż siedzieć w domu i oglądać głupie seriale. Dlaczego nie potrafię pisać w domu? Ciekawe. Dlaczego w domu uciekam od własnych myśli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!