Narkotyki?

Pewnie ktoś, kto tu zajrzy, pomyśli, że robię go w balona, bo to nie o "prawdziwych" narkotykach, ale o jakichś CA (cannabis A) czy NB (narkotyk B), czyli dziewczynach/kobietach, a nie prochach. Ktoś zauważył, że ja mówię na kobiety "dziewczyny". Nie wiem, co na to odpowiedzieć.
Siedzę w kafejce, popijam gorące kakao, po tym, jak opchnąłem talerz jakiejś fasolki, czy czegoś w tym rodzaju. Byłem popływać, po godzinie padłem. Nie ta kondycha, nie ta technika, ale ten zwierz, który tak dobrze pływa zaczął się też męczyć delfinem, krzywiąc się przy tym trochę w przerwach. Na wszelki wypadek wolałem mu się nie przyglądać. Tych zwierząt było tam całe stado, albo może ja po prostu tak powoli pływam?
Dlaczego się tak przejmuję NB? Jaki to ma na mnie wpływ? Dlaczego porównuję B do narkotyku? Bo to podobne objawy. Dołek, łaknienie, depresja, jak jest daleko (a jest od paru lat daleko) i euforia, jak do niej piszę. Uciekam do Niej, gdy mi źle. Przyglądałem się temu dzisiaj w pracy, w której w tym momencie niewiele mi się chce robić. Jeszcze tylko 3 dni i koniec tej roboty.
A więc, siedziałem sobie i czułem lęk, czy nerwowość. Piję ostatnio więcej gorącej wody, niż kawy. I tak sobie siedziałem i czułem to, co czułem. Nauczyłem się w takich momentach robić sobie przerwę, choćby od czytania gazet internetowych. Siedzę wtedy, wpatruję się czasami w drzewa za oknem i liczę oddechy. Czuję niepokój, trudno mi się skupić się na czymkolwiek. I gdy pomyślę o NB, to gubi się to wszystko. Mogę sobie o niej pomarzyć i chyba uciekam w te myśli, bo jest mi po prostu lepiej. Ale gdy wracam do rzeczywistości, to nie jest chyba lepiej. Po prostu odwlokłem trochę moment, gdy jest mi znowu dziwnie. I może jest mi po tych marzeniach gorzej? Bałbym się spotkania z Nią. Tego nagłego uderzenia emocji, powodujących prawie, że zawroty głowy, a przynajmniej mgłę otaczającą myśli. I tego uczucia bezradności i prawie bezgranicznej tęsknoty.
Nie chcę tego, ale też pewnie do tego nie dojdzie, bo ona się nie odzywa.
Wracam do przeszłości, do tego, jak było kiedyś i próbuję połączyć to z tym uczuciem, które mnie ogarnia. Kiedyś było mi z tego powodu smutno, byłem wściekły, że muszę przez coś takiego przechodzić, po tym, jak już miałem spieprzone dzieciństwo. Ale na kogo mam się złościć. Muszę jak zwierzę na uwięzi powoli i cierpliwie przegryzać rzemień, którym jestem przywiązany, zamiast się po prostu szarpać, raniąc sam siebie.
I niezależnie od tego, czy teoria jest poprawna, to robiąc coś, nie czuję się już tak bezradny, a chyba o to chodziło.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!