Pół dnia w kafejce

I znowu pół dnia w kafejce. Powoli zaczyna to być drogie, ale mogę sobie na to pozwolić, tym bardziej, że dobrze mi się tu pisze. Wiadomo, miałbym coś może bardziej sensownego do roboty, ale albo nie umiem się za to zabrać, albo wolę się moimi "problemami" zająć.
Nie mam ochoty odurzać się codziennie w pracy kawą, i tak już do końca życia? Czy może do kiedy? Nawet mi się hamulce w samochodzie same naprawiły, nie, żeby były całkiem zepsute, tylko wspomaganie siadało. Wyczytałem w internecie co można zrobić, próbowałem, nie udało mi się, bo nie miałem odpowiedniego klucza, potem miałem klucz, ale nie udało mi się odkręcić. Więc pogrzebałem papierkiem w jednym adapterze no i od razu było gorzej. Próbowałem jeszcze raz odkręcić, za chiny. Więc popsikałem ten adapter czymś, żeby może kiedy puściło, i na drugi dzień hamulce działały. Ciekawe, bo w sumie, to może to co papierkiem robiłem, odetkało się? A może mam cudowne ręce, jak w Shiatsu, którego mi się ostatnio wcale nie chce robić. A musiał bym, żeby wreszcie ten kurs skończyć. Ale nie mam ochoty się zmuszać, póki co, to nie mam ochoty na takie kontakty.
-->
A lęki dalej zalewają mnie falami gorąca, tyle, że łatwiej mi z tym, bo kiedyś nie wiedziałem, co się dzieje, teraz przynajmniej wiem ;)

Komentarze

  1. Ja ostatnio odkryłam mój lęk. Po prostu boję się rzeczywistości a myślałam, że jestem nienormalna i muszę zacząć się leczyć. Chociaż teraz powinnam zacząć się leczyć tylko nie wiem jak. Nie potrafię wrócić do rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!