Pływanie i XV-ty wiek

Byłem znowu popływać, mam tam już trochę znajomych, którym mówię cześć, no i pan K, ratownik i instruktor pływania, który jest z Polski i z którym sobie często pogadam. Czuję strumyki wody na ramionach, plecach, gdy płynę, widzę bąbelki, gdy zanurzam dłoń, ale przeważnie patrzę w dół, na powoli przesuwające się kafelki posadzki basenu. Czasami przymykam oczy, gdy pływam koło ściany, jestem w innym świecie, wszystko jest inne, inaczej się oddycha, po prostu się leży, tak, jak by się płynęło, w powietrzu, na przykład. Jedyny odgłos, to odgłos przepływającej wody i mojego oddechu. Czasami, na chwilkę, przymykam oczy i jest mi po prostu dobrze.
A teraz siedzę w kafejce.
Facet, który tu przed chwilą wszedł, kupił piwo, w butelce, i stał z nią na środku kafejki. Był szczupły, wysoki. Wyglądał, może trochę jakby był z XV-go wieku, ubrany w coś w rodzaju długiej tuniki, ciemno zielonej, z kapucą. Miał chyba na sobie dwa skórzane pasy, jeden od spodni, a drugi? Może mi się tylko wydawało, że miał dwa, z dwoma parami spodni, a może miał coś w rodzaju kamizelki i jeden pas tylko? Tak dokładnie mu się nie przyglądałem, ale coś w jego ubraniu było dziwnego. Spojrzałem na niego przelotnie, bo dość głośno zagadywał jednego z wchodzących gości, i zająłem się znowu swoimi sprawami. I byłbym pewnie o nim zapomniał, ale nagle usłyszałem jak mówi „Jezus lebt”, czyli „Jezus żyje”. Powtórzył to parę razy,
ale chyba i tak nikt nie zareagował, nie wiem, tak myślę, bo sam nawet nie podniosłem
głowy, dużo już takich widziałem.
„Mutter” powiedział nagle, „Mutter” - powtórzył, tym razem głośniej. To
„Mutter”, czyli „Mamo”, spowodowało, że podniosłem głowę,
by na niego spojrzeć. Stał z podniesionymi do góry rękami, ale niezgrabnie trochę, jak jakiś niedorobiony prorok, albo dopiero uczeń proroka, jakby wołając do nieba, w tym przypadku do sufitu. „Mutter,
du hast mich getötet“ (Mamo, ty mnie zabiłaś). Ale mówiac to wlepiał wzrok w towarzystwo, siedzące w odległym
kącie kafejki, przy długim stole. Jakaś młoda blondynka, obchodziła tu swoje
urodziny, ze stadem po miejsku ubranych ludzi, wypicowanych nieco. Trudno powiedzieć, co się w jego głowie
działo, możliwe, że to obecność grupy kobiet, ładnych, trzeba
im to przyznać, coś w nim obudziła,
zwabiła go do tego krzyku, bo ostatnie zdanie to już wykrzyczał. Postał jeszcze przez chwilę, jakby się nieco chyboczą, jak długa trzcina nad jeziorem, i pewnie nie doczekawszy się ani oklasków, ani innej reakcji opróch obojętności, obrócił się i wyszedł, przewracając się prawie, potykając niemal na stopniach
wyjściowych. Wychodząc zamruczał coś w stylu "Meine Mutter war ..." (Moja matka były...), ale kim dokładniej była, tego nie zrozumiałem, bo był już prawie za drzwami.
Widziałem go, jak znikał w ciemności, a może po
prostu za rogiem. Już wczoraj tu chyba był, ale wczoraj nie
było tu takiej grupy kobiet, a może po prostu on nie był pijany, o ile był pijany, a nie zwykły wariat.
A ja dalej sączę mój Darjeeling, bo się na niego ostatnio przerzuciłem, cappuccino mi się jakoś znudziło. Za oknem szaro i ślisko, pasowało by to może do XV-go wieku.Brakuje tylko stukotu kopyt koni i przeklinania woźnicy, wracającego tą późną porą do domu.
-->
Poza tym, to odtwarzam moje dzieciństwo, krok po kroku, minuta po minucie ;) Dosyć dużo jednak z niego pamiętam. Było ono niewątpliwie pokręcone, nie da się ukryć. Spieprzaliśmy przed moim ojcem jak stado kuropatw, my dzieci, a moja mama nie. Ojciec po prostu miał porywczy charakter, a ja sobie myślę skur....n ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!