Deszcz

Dzisiaj to coś dzień smutku. Po prostu mi smutno. Rano nic nie zrobiłem, aha, poszedłem pobiegać, ale też nie za szybko. Potem poszedłem się powspinać, coś mi ostatnio podejrzanie dobrze idzie, może to z powodu jogi, a może dlatego, że parę kilo straciłem, nawet nie wiem kiedy. Moja współmieszkanka poszła, szkoda mi jej. Szkoda mi tego, że siedziała zagubiona w pokoju obok, a ja w sumie, to nie wiedziałem jak jej pomóc. Kumpelka powiedziała, że co ja się tak przejmuję, bo przecież ona nawet za lipiec mi nie zapłaciła. Ale to nie zmienia faktu, że mi jej szkoda. A może to szkoda mi mnie, a może ten jej smutek mój smutek obudził? Nie wiem, ale dopuszczam ten smutek do siebie, siedząc w kafejce. Za oknem fajerwerki, tu jakieś imprezy. Może powinienem iść na jakąś imprezę, albo zagadać do dziewczyn na ściance. W sumie, to zacząłem coś zagadywać, ale mało co z tego wyszło.
Takie siedzenie nie ma może sensu, ale nie chce mi się iść "do ludzi", czyli na bardziej uczęszczaną ulicę, czy do jakiegoś baru. Deszczowo dzisiaj, choć rano świeciło słońce.
Dzieciństwo miałem smutne. Można to tak nazwać. Czy było w nim dużo radości? Pewnie na wakacjach, ale w domu, to chyba raczej nie. Opowiadałem dowcipy, byłem wesoły, ale w środku miałem dziurę, jakby coś się wypaliło, albo wypalało, co często czułem, jakbym się w środku spalał. Czułem tyle emocji, niepotrzebnych, nie wiedziałem co z nimi zrobić. Nie pasowały one do tego świata.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!