Pogodzenie

W tym momencie czuję się jakoś pogodzony z losem, przez moment. Jeszcze parę godzin temu byłem nerwowy, czułem ucisk w okolicach splotu słonecznego, ale teraz jest lepiej. Napisałem do NB (narkotyk B), ona mi napisała w mailu, że czasami za mną tęskni. No i co z tego, myślę sobie, jak ona może tam w ciąży, ze swoim chłopakiem, psem i kotem. Więc trzymam się na odległość, uczuciową i pozwalam życiu płynąć, na ile się da. Mój ojciec zmienia się w marchewkę, czy inne warzywo. Przykro na to patrzeć, bo szkoda mi go jako człowieka, ale nie szkoda mi go jako rodzica, bo wystarczająco dużo w moim życiu spieprzył. Sprzedał mi za tanie pieniądze kawałek działki. Uznałem to jako miły gest, ale piszę testament, tylko po to, by nie dostał czegoś po mnie, jak mi się coś wydarzy. Spotykając go czułem się w miarę dobrze. Bo dogadywał swojej kobiecie, a nie mnie. A pamiętam, gdy leżałem dwa lata temu w małym domku, gdy on był może 500 metrów dalej, to przez głowę przeszła mi myśl, że on przyjdzie i mnie zamorduje. Wiedziałem, że ta myśl jest irracjonalna, ale przyszła mi ona do głowy. Teraz mi go szkoda i wiem, że mi już nic nie zrobi, przynajmniej fizycznie. Może świadomość tego też mi dobrze robi? Ruszę tyłek i będę szukał roboty poza Hamburgiem, bo tam akurat nie ma nic dla mnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!