Zanikające lęki, czyli relatywność

W momencie, gdy mnie ogarnia lęk chciałbym wstać z krzesła, i zacząć krzyczeć. Albo po prostu wyjść na ulicę i zacząć biec, przed siebie, uciekając, jak Rain Man, albo jak jeden z surfistów z syndromem Aspergera, po prostu iść surfować i nie wychodzić z morza, jak długo tylko się da. Dlatego też czasami biegam, a jak mieszkałem nad Atlantykiem, to siedziałem godzinami w wodzie, nawet zimą, aż już się stóp prawie nie czuło i trudno było na desce ustać. Ale czasami to po prostu chciałbym się schować, bo nie mam tu teraz morza i nie mam ochoty wychodzić na zimno, czy chlapę. Myślę często o NB, ale wiem, że kiedyś będę mniej myślał, zakocham się znowu, zapomnę w jakiś tam sposób. Staram się po prostu, by nie czuć tyle bólu. To takie dziwne, w sumie, to zawsze było dziwne, że dużo ludzi żyło i żyje po prostu inaczej. Już za dziecka wiedziałem, że inne dzieci żyją inaczej, mają coś w rodzaju spokojnego domu. Nie rozumiałem tego, ale też się nad tym tak nie zastanawiałem, po prostu tak było. Od paru lat wracam dużo do przeszłości. Często słyszę, czy słyszałem, gdy wspominałem o tym, że mam się zająć teraźniejszością, a nie żyć przeszłością. Ciekawe ile osób, z tych, których się tysiące rocznie zabija, słyszy coś takiego. Ale myślę, że gdybym się tym nie zajmował, to może bym już nie żył. Bo jest mi lepiej od czasu, gdy zacząłem wracać do tego, co było. Nie rozumiem jeszcze wszystkiego i może nie zrozumiem, ale uczę się żyć, unikać niepotrzebnych zranień. Gdyby nie fakt, że mnie do dziewczyn ciągnie, że mam ochotę na seks, czy na czyjeś ciepło, to pewnie by mi spokojniej było. A tak, to walczę, uciekając może od bliskość, goniąc za czymś, co trudno złapać. Tyle, że nie zwijam się już tak z bólu i jak nagle czuję falę gorąca, lub coś zaczyna dudnić mi w głowie, powodując, że staję się agresywny, to wtedy staram się nad tym zapanować.
Kiedyś bałem się tego, czegoś, co we mnie, w mojej głowie siedzi, co powoduje, że nagle mam ochotę coś rozwalić, nie licząc się z konsekwencjami. Teraz wiem, to lęk, jakaś reakcja obronna, z czasów, gdy może nie mogłem uciec, gdy ktoś walił mnie pięścią w głowę i świat raz się oddalał, raz zbliżał, stawał się jakiś nierealny. Twarz ojca wypełniała wtedy czasami całe moje pole widzenia, albo to ja może robiłem się taki mały.
Gdy o tym piszę, wraca część tego uczucia, tej obojętności ciała, od którego uciekam, by nie czuć tego dudnienia pięści w głowie, tej bezradności, gdy muszę stać na baczność i patrzeć na Niego. Taki prikaz, "Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię". żyłem już w paru krajach, i może przeniosę się do następnego, gdy uda mi się pozbyć części balastu i gdy będę wiedział, że tam mi będzie lepiej, ze mną samym.
Rozpisałem się, siedząc w kafejce, pijąc cappuccino.
Mam wrażenie, że dwie dziewczyny coś by ode mnie chciały, takie ze ścianki. Ale nie mam ochoty się do nich przytulić. Ciekawe dlaczego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!