Crazy

Czasami, gdy słucham tej piosenki "Crazy", albo "living on the edge", myślę o moim przyjacielu. W końcu zmarł on, w USA, z w sumie niewiadomego powodu. Jeśli mi kogoś brakuje, to chyba właśnie najbardziej jego. NB, czyli narkotyk B, nie wiem, jak by to było, gdybym był z nią, dłużej, jak byliśmy krócej, to też nie było całkiem różowo. Teraz, ona spodziewa się urodzin swojego dziecka, jest ze swoim facetem, prawdopodobnie się pobrali, a jak mam tyle uczuć w głowie, do innych dziewczyn, do świata.
Jak to poustawiać, co zrobić z moją tęsknotą, za kimś bliskim, i z lękiem, chyba przed ludźmi, lub tą bliskością.
Nie mam ochoty na ten cholerny ból, który za każdym razem, prawie, przeżywam. Wolę ten smutek, czasami po prostu głęboki, taki, że jedynym pocieszeniem jest, że mogę z tym wszystkim skończyć.
Dzisiaj wspinaczka z K, ale nie odważę się jej zaprosić na kawą, choćby dlatego, że nie wiem, co bym czuł, jakby odmówiła, nie mam w tym momencie ochoty na odmowy, na ten cały cyrk.
Piję za dużo kawy w pracy, to jak narkotyk. Odurzam się kawą, kofeiną. Jeden potrzebuje alkoholu, ja mam kawę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!