Nie chciało mi się

Czyściłem sobie laptopa i coś spieprzyłem w kablu klawiatury, teraz nie wszystkie litery działają. Ale piszę na innym.
Coś mi się ostatnio nie chciało pisać. Na promie piszę sobie o dzieciństwie. Praca nad dzieciństwem to jedna z moich metod obchodzenia się z lękami. Obserwuję ludzi, jak żyją, do niektórych dzwonią ich dzieci, chodzi mi o ojców. Im więcej sobie o przeszłości piszę, tym bardziej widzę, jaka pokopana była. Ale nie piszę dlatego, żeby sobie popisać, ale, by jakoś połączyć te pogubione, stłumione emocje, z wydarzeniami. Wtedy nie będą one "bez powodu" wzbudzały lęku w teraźniejszości. Mnie by nigdy za dziecka nie przyszło do głowy, żeby do mojego starego zadzwonić. żyłem raczej jak zwierzę unikające niebezpieczeństwa, czyli starego. To z jednej strony prawie śmieszne, że potrafiłem usłyszeć jego samochód z odległości chyba z pół kilometra, jak było cicho. W sumie, to automatycznie nasłuchiwałem cały czas. Cały czas trzeba było być ostrożnym, żeby człowieka gdzieś nie zaskoczył, w przedpokoju, czy w kuchni. Nie było czegoś takiego, jak przeskrobanie czegoś i kara za to. Nie był też pijany. Miał po prostu "porywczy charakter". Do dzisiaj robi mi się niedobrze, gdy pomyślę o tym, że moja babcia tak mówił. Choć czasem nazywała go też SS-manem.
Wiadomo, dla babci było ważne, że rodzice są razem. "Bo co Bóg złączył...", czy jakieś inne bzdury, wymyślone przez księży, bo w biblii nic takiego na ten temat nie ma. Ale katolicy, jak większość innych wierzących, raczej nie zastanawiają się nad tym, co jest napisane w "świętych książkach", raczej ich bardziej interesuje to, co ksiądz z ambony powie. Gdyby trochę poczytali, wiele rzeczy by inaczej rozumieli, zobaczyli by, że to, co kościół, ten czy inny propaguje, powstawało wiele lat i zmieniało się stosownie do warunków.
Teraz też już nikt nie pali czarownic na stosie. Za to można zostać ukamieniowanym, albo uśmierconym, w Egipcie, czy gdzieś, za to, że jest się gejem. Kumpelka pracowała tam kiedyś, opowiadała, że chłopak jej współpracownika został skazany na śmierć, w tym czasie, gdy ona tam była.
Mój stary też był świątobliwy, był nawet z rok w seminarium duchownym. Potem był marksistą, nie chciał, żebyśmy do kościoła chodzili, walka z babcią o to, a potem znowu był świątobliwy, jak się komuna skończyła.
Wot prawy człowiek.
Nigdy chyba nie uważałem, że byłem bity, bo oberwać w twarz, czy pasem, to nie jest bicie.
Stary nas po prostu tak wytresował, że nie musiał nas bić. Raz mnie tylko znokautował, lekko, czy coś w tym rodzaju, za jakiś drobiazg. Jak wynosiłem popiół z pieca, to użyłem nowej gazety z programem, żeby mnie popielnik nie poparzył. I wyrzuciłem ją z popiołem. Dał mi z otwartej, że przewróciłem się na kolorowy dywanik z wikliny. Ale chyba nie straciłem przytomności. Nie wiem.
W sumie, to chodzi mi o lęk, w którym człowiek latami żyje, z którym się budzi, i w którym zasypia, bo on potrafił też z łóżka wyciągnąć, jak się szamponu nie zakręciło.
Teoria mówi, że człowiek tłłumi te emocje, ale, że są wyuczone, wychodzą one. Więc próbuję się do nich dogrzebać, do tych wydarzeń. Bo emocje, te mam codziennie.
Napisałem SMSa do NB (narkotyku B), coś o zimie. Odpisała od razu. Ale na jej maila chyba od miesiąca nie odpisałem. J siedzi w zimnych krajach.
Wczoraj byłem się powspinać, fajnie było. Zamówiłem sobie parę rzeczy, między innymi kupiłem sobie opony rowerowe z kolcami, na zimę, w zeszłym roku były wykupione.Mała rzecz, a cieszy.
I gdy popatrzę w przeszłość, to mam wrażenie, że te techniki terapeutyczne, które stosuję sam na sobie, jakoś powoli działają. I nauczyłem się może badziej walczyć, bo każde drobne zwycięstwo dodaje sił, by wyleźć z następnego dołka.

Komentarze

  1. uważasz, że to co piszę na blogu ujawnia psychikę autodystrukcyjną? Podoba mi się zdanie o wyuczeniu do poświęcania się w związkach. Chyba sobie je gdzieś nawet zapiszę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!