Sladniki pierwsze

Tak sie czasami zastanawiam, dlaczego mam takie problemy, jakie mam. To jak wedrowka roznymi sciezkami mysli i uczuc. Dlaczego czuje to co czuje. Dlaczego mam stany lekowe, albo dlaczego ciagnie mnie do dziewczyn, ktore mnie nie chca, albo z ktorymi "i tak nic nie bedzie".
Wiadomo, nie wszystko da sie zrozumiec i nie na wszystko jest lekarstwo, ale pewne rzeczy przyjmuje jako hipoteze robocza. Dzisiaj rano, jadac promem zastanawialem sie nad moim dziecinstwem, po raz ktorys. W sumie, to nie mam go w pamieci jako cos zlego. Choc z drugiej strony, to wiem, ze zylem w leku, ze wiele rzeczy bylo pomieszanych.
Gdy rozmawiam z moimi kumplami, czy sasiadami z tamtych czasow, to wydaje sie byc dla nich oczywiste, ze moj stary mi zycie "utrudnial". Gdy pomysle, ze inni grali w pilke, gdy ja czasami musialem prostowac gwozdzie, to wydaje mi sie to prawie paradoksalne.
A z drugiej strony wszystko bylo jakby w porzadku. To bylo normalne, ze sie uciekalo,
jak stary wjezdzal samochodem na podworko, albo parkowal przed domem na ulicy. Ze sie nie wychodzilo z pokoju, jak byl w domu. Albo ze mozna bylo za byle co oberwac w twarz,
czy byc ciagnietym za wlosy, za ucho, pukanym piescia w czolo.
To byla normalnosc. I moja mama, babcia, rodzina, w sumie, to nie robili nic, zeby to zmienic. Popsioczyli i tyle. Ostatnio o czyms takim czytalem, ze matka nic nie robila, bo wolala, zeby sie jej maz na dziecku wyzywal, w tym przypadku seksualnie. Moze mojej mamie bylo z tym wygodnie, ze sie na dzieciach, a nie na niej rozladowywal?
Czasami odcinam sie od tego swiata, automatycznie. Wszystko znajduje sie wtedy jakby za szyba. Docieraja do mnie wprawdzie odglosy ludzi, ale sa oni jak kukielki. Nic do nich nie czuje, nie obchodza mnie. Czasami znowu jestem jednak calkiem tutaj, w tym swiecie. Nie wiem, gdzie jestem, gdy jestem za ta szyba. We wlasnym swiecie?
Mowi sie, ze dziecinstwo ma spory wplyw. I gdy porownoje moje "normalne" dziecinstow, do dziecinstwa innych, to mysle sobie, ze z niego biora sie moje leki.
Ale, kiedys bylo gorzej. Gdy budzilem sie jako dzieciak, to chcialem zeby to ciagle byl sen, z ktorego zaraz sie obudze, jak z koszmarow o Auschwitzu. Wielu rzeczy nie bylem swiadom, nawet parenascie lat temu.
Teraz powoli cos sie uklada, w mojej glowie. Tak, jakbym przez mgle zaczynal widziec kontury, nie obijal sie tak o wszystkie wystajace krawedzie. Zawsze cos.
I chyba rozkladam uczucia na skladniki pierwsze. Nie na kwarki, ale na czasteczki.
Wiele ludzi nie musi rozumiec dlaczego cos robi, albo czegos nie robi, cos czuje,
albo nie. Ja obijam sie o niewidoczne kanty, dusze czasami, tak po prostu godzinami, albo uciekam przed samym soba. Wiec nie moge sobie usiasc i nic nie robic.
Ale ogolnie, to jest mi lepiej niz kiedys. Nie tesknie tak za dalekimi dziewczynami. Tesknie, ale nie tak. Bo wiem, ze to tez forma ucieczki. One mi nigdy nie pomogly, najwyzej spowodowaly, ze sytuacja stawala sie nie do zniesienia. Takie na odleglosc sa w sumie lepsze, albo i nie, albo tak, albo nie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!