I znowu krok po kroku...

Czuję się, jakby mnie rozjechał pociąg. Spać mi się chce, coś mnie lekko w głowie ćmi, w nocy budziłem się parę razy zlany potem. Rano nie umiałem wstać. Zrobiłem tylko parę z moich porannych ćwiczeń. Gdy leżałem jeszcze w łóżku, miałem wrażenie, że mam na sobie ciężar, jakby ktoś na mnie wylał miękki beton. No, może nie aż tak, bo mogłem się ruszać, ale czułem smutek, bezradność. Pomyślałem sobie, że to pewnie też przez wspomnienie NB (narkotyk B), przez odwiedziny jej ojca (ONB), którego znam od lat. Nawet nie wiem, po co przyjechał do Hamburga, może, by trochę propagować swoją książkę. Na koniec zapomniałem się go zapytać. Powiedział, że tak sobie, żeby pogadać.
Do pracy jechałem dzisiaj kolejką, bo mimo, że słońce świeci niedobrze mi się robiło na myśl, że muszę uważać na skrzyżowaniach, czy męczyć się pedałując. W kolejce przypomniało mi się, jak ONB ciągle o OKraju opowiadał, w miarę egzotycznym, w którym dorabia w miarę egzotycznym zawodzie. Pracuje tam może miesiąc czy dwa miesiące w roku, ale wspomina to ciągle. Ja oglądam sobie cienką kurtkę na rower, on mówi, "taka, to by w OKraju nie wytrzymała, bo tam, po pół godzinie deszczu, to by na pewno przemokła", czy coś w tym stylu, ja na to, "ja potrzebuję kurtkę na rower, do pracy, 25 minut jazdy, dlatego wytrzyma" ;)
Myśl o NB (narkotyk B) wywołuje chyba u mnie jakąś reakcję z przeszłości, smutek, samotność, pustkę, bezradność. Wtedy przechodzi mi przez głowę tchnięcie myśli "może by się zabić, byłby spokój". Nie jest to jakaś konkretna, albo silna myśl, po prostu jakiś powiew. Przepływa, a ja myślę o połączeniach nerwowych, którymi sobie takie myśli biegną, czymś powodowane. Po prostu krok po kroku do przodu, dalej. Dlatego wstałem z łóżka, zrobiłem parę brzuszków, ale tylko może z 10, zamiast 40, czy 80. Parę pompek, zamiast parędziesięciu. Gdy próbuję w takim stanie więcej, to jakoś, nie wiem, mdli mnie, czy cholera wie. Przy myciu zębów czerwone ślady krwi, bardzo dawno tego nie miałem. Objawy stresu.
Idę dzisiaj chyba na paletki do amatorów, a nie do klubu, w klubie musiał bym się nieźle wysilać, bo tam jest ostry trening, u amatorów mogę na ludzie.
W sobotę próbowałem jedną 8-, wszedłem wyżej niż w zeszłym roku, ale nie całkiem do końca. Nie frustruje mnie to, że nie wchodzę do końca, bo to była ciężka 8-, ale zabawy trochę miałem. B, moja partnerka ze ścianki nie lubi się tak męczyć. Może dlatego nie przechodzi takich trudnych dróg jak ja? Piję kawę i powoli jest mi trochę lepiej. W kolejce było parę ładnych dziewczyn, czy kobiet. "Dlaczego jestem sam", myślę sobie i nie znajduję zadowalającej odpowiedzi.
Boję się trochę tej mojej bezradności, ale walczę i myślę, że boję się jej trochę mniej niż kiedyś, bo lepiej się też zabezpieczyłem. Gdy jest mi tak źle jak rano, to trudno jest mi się połączyć z wewnętrznym dzieckiem. Może dlatego, że to tyle energii kosztuje? Nic to, krok po kroku, ciekawe, dokąd dojdę, ale książkę to muszę napisać. Jak ONB dał radę napisać dwie, to ja może napiszę jedną, może skorzystam z jego drukarni i doświadczeń. Dzień płynie dalej.

Komentarze

  1. warto skorzystac z drukarni i doświadczeń ;) ja z pewnością kupię! :)
    rzadko, ale miewam takie dni, że cos mnie dusi i niewiadoma sprawa niepokoi, a nawet paraliżuje. wydaje mi się, że są na świecie ludzie, którym szczęście przychodzi trudniej niż innym. nie wiem czy to dobrze czy źle. chyba nie chce wiedziec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że ktoś by to przeczytał :)
    Każdy ma jakieś lęki, to jest normalne. Z PTSD jest ich po prostu więcej, bo było więcej traumatycznych przeżyć, albo w ogóle były ;) Paraliż, to jedna z normalnych reakcji, ucieczka, albo walka, albo udawanie martwego, czyli paraliż ;)
    Z tą książką, to chodziło mi kiedyś i chodzi jeszcze dzisiaj o to, żeby przekazać własne doświadczenie i pokazać, że można pewne rzeczy zmienić i dlaczego. "Dlaczego", bo osoby o podobnym do mojego charakterze raczej nie wierzą w innych ludzi, którzy im coś wmawiają, albo mówią.
    Ja wiem, z własnego doświadczenia, że chęć popełnienia samobójstwa i zamknięcie w sobie, może po prostu zniknąć, przynajmniej to pierwsze, gdy się nad tym pracuje. W sumie, to żałuję, że sam się tak późno za siebie wziąłem, ale kiedyś myślałem, że "taki jestem" i że nic nie da się zmienić. Teraz wiem, że bardzo dużo da się zmienić, nawet, jeśli się w to nie wierzy, ale korzysta z w miarę obiektywnej wiedzy innych.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    Smutno mi, gdy tak czytam, ze Ci smutno. Ja tez kupie Twoja ksiazke. Napisz ja.

    Ja napisalam ostatnio mojej kolezance-schizofreniczce, ze wszyscy mamy mniej lub bardziej przejebane :/ No, ale co... Dajemy rade pchac naprzod ten wozek jakoś...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też jest smutno, jak mi smutno, ale i tak się wtedy cieszę, że nie mam już samobójczych myśli, zawsze coś ;) Jak już pchamy ten wózek, to go możemy też trochę pomalować, czy inaczej ozdobić ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!