Jakby na chwilę na stałe.

Tak tu siedzę w tym Starbucku. W sumie, to tyle się dowiedziałem o wizie, że mam prawo do pozostania tutaj, a jak wyjadę, to muszę się starać o ponowny wjazd. Tyle przynajmniej się dowiedziałem, na tym całym wyjeździe. No, może oprócz tego, że w hali potrafię robić niektóre 8-, a tutaj nie dałem rady zrobić jednej z tych 6+, to znaczy, czysto przejść, męczyłem się w jednym miejscu strasznie. Fakt, to była szczelina, w którą trzeba wtykać dłonie do połowy, bo więcej nie wejdzie i klinować. Na drugi dzień wychodziło mi lepiej. W sumie, to zamieszanie w skałkach było spore. W sobotę dwóch facetów i 5 dziewczyn/kobiet. W niedzielę się podzieliliśmy. Ale było nadal dwóch facetów w grupie, tyle, że tym razem 6 kobiet. Z tego wszystkiego zapomniałem mojego śpiwora w lesie. Bo przyjechałem jednym samochodem, spałem sam w namiocie w lesie koło parkingu. Namiot miałem z drugiego samochodu, a wracałem trzecim. Jedna z nich była całkiem fajna, alt trochę jakby dzika. Pracuje jako woluntariuszka w jakimś parku narodowym i dorabia chyba jogą. W każdym razie, zestresowałem się trochę, z tym śpiworem, bo to mój ulubiony i w ogóle, mam jeszcze w głowie tą wizę. Gdy wróciłem do domu, to znaczy, do B, to on od razu zadzwonił do kumpelki, która mieszka niedaleko tych skałek i ona go dzisiaj znalazła. W Polsce może by się stracił, bo pełno turystów tam chodziło. Wspinacze raczej sobie takich rzeczy nie podwędzą.
Dzisiaj byłam na uniwerku, gdzie pracuje UA. Już jej chyba wszystkie złe humory na mnie przeszły, takie mam wrażenie. W każdym razie pomyślałem sobie, że ona mi sporo jednak pomaga, bo pomogła mi pokój (z łazienką) u B znaleźć, załatwiła tam łóżko i tak dalej.
Oni mieszkają u J, która znowu ma dwa koty i brała udział w pobiciu rekordu Guinnessa, na największą orkiestrę, czy cóś, czyli "World's Biggest Orchestra". "Grało" ok. 7000 ludzi, świadomie nie napisałem "muzyków". Choć w sumie, kocia muzyka też jest rodzajem muzyki, tyle, że kociej ;)
Z tego co wykumałem, to potrzebuję tylko wizy, żeby się tu z powrotem dostać, takiej, na 3 miesiące, gdy będę się o nią poza Australią starał, a tu będę się starał o roczną, żebym w spokoju parę rzeczy w Hamburgu załatwił.
Jak z lękami? Dusiły mnie dzisiaj i wczoraj. Może to z powodu tego śpiwora, może z powodu wizy, czy może po prostu tak, jak to lęki, czasami nie wiesz dlaczego cię duszą. Ale, pomyślałem sobie, że to lęki, jadłem tą czekoladę, nawet taką słodką, którą przez nieuwagę kupiłem i nie mogłem się skupić. W domu trudno mi się skupić, to znaczy w mieszkaniu. Tu mi jakoś łatwiej, choć to głośna kafejka. Wiadomo, gdybym się tak naprawdę na jakimś stresującym problemie skupić musiał, to by mnie ten hałas tutaj denerwował. A tak, to sobie siedzę. Właśnie mam przed oczami zdjęcie Hemingwaya. Ciekawe czemu się zabił, w sumie. Ciekawe, czy miał kogoś?
Drogo tu jest. Po tych skałkach poszliśmy do jakiejś kafejki i tam zamówiłem coś za 11 AUD, czyli pewnie 9 EUR, czy coś. Pomyślałem, że dostanę coś konkretnego, a tu tost, z przypiekanym serem i kawałkami kurczaka, pod tym serem. Plus jakiś tam kawałek pomidora, kawałek sałaty, wielkości dobrej dla kanarka, coś czerwonego, może cebula w czymś i kawałek choinki, czyli gałązka. Ta gałązka, nawet jej nie próbowałem ugryźć, bo do dzisiaj myślę, że to była po prostu ozdoba. Co do tego czerwonego, to nie wiem, ale na wszelki wypadek, to tego nie jadłem.
Gdy byliśmy w tych skałkach, to siedzieliśmy wszyscy przy wspólnym stole, ale każdy w sumie miał swoje. W Polsce, czy nawet w Niemczech czasami, każdy coś tam walnie na stół i wszyscy tu szamają. A tu nie. Każda dziewczyna coś tam upichcionego w plastikowym pudełku, UA z chłopem jakiś kawałek mięsa, a ja jechałem na chlebie z masłem plus zupka Chińska. Takie zupki są interesujące, bo zawierają przeważnie glutamat, czyli jeden z neurotransmiterów. Jak człowiek sobie tak pomyśli, to od razu inaczej na taką zupkę patrzy. Przez te neurotransmitery oczywiście.
Staram się myśleć, czy jakoś łączyć z wewnętrznym dzieckiem. Przyszło mi do głowy, może przez pytania tutaj, w sumie to przypomniało mi się, że tak ogólnie, to chyba boję się, gdzieś tam w środku głowy, żeby nie wróciło to, co było kiedyś, takie małe piekło na ziemi.
Ładne tu te niektóre Azjatki, czyli jak zwykle.
Może boję się, że jak popełnię błąd, to wróci to, co było. A z drugiej strony, może przez kontakt z wewnętrznym dzieckiem, może też przez zmienioną sytuację, jakoś czasami udaje mi się spojrzeć na to z innej perspektywy, przywołać chłodny głos rozsądku. Bo niby dlaczego miało by coś takiego wrócić, jakie jest tego prawdopodobieństwo? Tak mi się przypomina, że często się chyba tego boję. Często, to może za dużo powiedziane, ale parę razy w miesiącu, czy gdy jadę samochodem. Myślę, że gdy kogoś rozjadę, to pójdę do więzienia, czy coś. Ale, gdy o tym pomyślę, to wiem, że jestem inny niż kiedyś i to, co kiedyś było może okropne, teraz byłbym inaczej odbierał. Potrafię się chyba lepiej bronić, jestem większy, silniejszy, znam tricki i wiem, że piekło nie trwa cały czas. Za czasów mojego dzieciństwa trwało prawie cały czas.
Tak sobie szedłem ulicą i patrzyłem na tych Azjatów, bo jest tu ich sporo. Dużo przyjeżdża studiować. W sumie, to miło jest mieć tego "permanent resident". Gdybym został 4 lata, to mógłbym się starać o obywatelstwo. W sumie, to trochę by mi to samemu imponowało, gdybym miał australijskie obywatelstwo. To brzmi jakoś sympatycznie i egzotycznie. W sumie, to jakoś łatwiej mi sobie wyobrazić pozostanie dłużej w Australii, niż na przykład w Hiszpanii. Nie wiem nawet dlaczego. Ogólnie, to chyba lepiej się tu czuję, niż w Niemczech, takie mam wrażenie. Wiadomo, jestem na urlopie, ale ludzie tu są chyba trochę inni. Wiadomo, sklepowo grzeczni, w sklepach, czy restauracjach, ale też tak jak B, u którego mieszkam, czasami po prostu pomocni. Pożyczył mi roweru, zamka do roweru, hełmu. Trochę się nawet rozgadał. Dziewczyny robiły oczy, gdy słyszały, że mieszkam u B. Nawet nie wiem dlaczego. B zrobił teraz nową drogę. Razem z jedną kumpelką. Nazwali drogę na cześć jej męża, który jakieś dwa lata temu poleciał w czasie wędrówki po górach.
Wezmę sobie jakiej herbaty "Chaj" i popiszę może co tej książki. Zobaczymy, co życie przyniesie. Ale, staram się walczyć codziennie, a przynajmniej ćwiczyć, w mojej walce z lękami i dziwnymi emocjami.
Powoli trzeba by się rozejrzeć za deską do surfowania i samochodem. Ale najpierw zakończyć składać podanie o tą wizę na powrót.
Gdy dzisiaj rozmawiałem przez telefon to jej głos przypomniał mi trochę głos NB. Ale, NB, to parędziesiąt kilometrów stąd i żadnego kontaktu. Po co się unieszczęśliwiać, wrzucać sobie dodatkowo jeszcze jakąś niepotrzebną emocję na głowę.
Przyjechać tu na dwa lata, może i uciec od wszystkiego, posiedzieć tu, próbować coś popisać. życie się niedługo skończy, albo kiedyś. Tu mam jakoś więcej ochoty do życia, przynajmniej zacząłem coś z książką. W Hamburgu po robocie siedziałem w domu i oglądałem głupie seriale. Nie mówię tu o BBT ;)
W sumie, to zobaczymy, co czas przyniesie. Co się będę za bardzo przejmował, jak i tak się za bardzo przejmuję ;)

Komentarze

  1. Oj, w emotikonach nie ma nic złego, ja pisałam o moim nadużywaniu ich, słownictwo było inne, dziecięce, zdrabniające wszystko. A mówisz, że niektóre Azjatki są ładne? Tylko niektóre?
    A swoją drogą, jaki Ty jesteś wolny! I nie mówię tu oczywiście o lękach, ale o Australii, o wspinaczkach. A póki Cię na siłę nie wysiedlą do Polski, to jesteś bezpieczny, hehe. A ja mogę zaprosić już na nowy post, trochę potu ze mnie wyszło, jestem po trzecim dniu ćwiczeń, no po prostu wzięłam się za siebie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, tak sobie potem pomyślałem, że chodzi o nadużywanie emotikonów, ale już było za późno :P
    Niektóre Azjatki są ładne, a niektóre bardzo ładne, oczywiście ;)
    Do Polski mnie nie mogą wysiedlić, tyle, że najwyżej nie wpuścić znowu, bo za parę tygodni wracam do Niemiec. Ogólnie, to mogę też zostać w Niemczech jak długo chcę.
    Fakt, od wewnątrz człowiek myśli o lękach, które go ograniczają, a nie o tym, że w sumie, to może się poruszać po całym świecie.
    ćwiczenia, moim skromnym zdaniem, dobrze robią, szczególnie, albo wtedy, gdy się je lubi :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!