Krok po kroku

I siedzę znowu w kafejce. Złożyłem podanie o przedłużenie wizy, ciekawe, co z tego wyniknie. W każdym razie szukam metody, żeby wyjść z jakiejś ospałości umysłowej, która mnie ostatnio ogarnęła, a może już parę lat temu?
Lęki, duszą mnie trochę, szczególnie dusiły przed składaniem tego podania. Teraz, normalny niepokój. Trochę mi się śmiać chce, gdy ktoś mi pisze, żeby odczekać. Ale tak to jest z dobrymi radami, jak to jedna znana psycholog powiedziała, najczęściej są to projekcje własnych przeżyć. Nie mówię tu o fachowych radach, bo one są częściej zobiektywizowane. Nie mówię też, że każda rada jest zła, czy coś. Mało kto się waży, żeby komuś polecić jakiś antybiotyk, czyli brać niejako częściową odpowiedzialność za leczenie, a w sprawach emocjonalnych, nawet tych chorobowych, to każdy się zna.
Może przesadzam, ale takie często odnoszę wrażenie, a może mi się wydaje, może jestem przewrażliwiony.
I tak nie wiem, co dalej z życiem. Może wynajmę w przyszłym tygodniu jakiś samochód, kupię deskę i zacznę surfować. Głośno tu coś w tym starbucksie, chyba się zmyję, pójdę na plac King St.Georg, gdzie internet jest za darmo. Choć to i tak wsio ryba, czy jadę przez telefon, czy WLAN.
Dzisiaj jazda na kampus na rowerze, wysyłanie podania o wizę i tyle. Parę mail i dzień zleciał. Jadłem jeszcze w "food court" coś indyjskiego. Chciałem coś ostrego, to mi polecił coś z wołowiny. Ostre to było, to fakt. Pomyślałem sobie, że może te krowy biegały po łące, bo miejsca tu sporo. Ale, nie mam ochoty tego jeszcze raz jeść. Wczoraj ścianka, cieniutko piszczałem. Potem oglądanie meczu footballu. Ciekawsze to niż piłka nożna, to w sumie rugby. Ale z drugiej strony bardziej brutalne. Wygrało Queensland, przeciwko NSW, po raz ósmy. B, u którego mieszkam, trochę się cieszył, choć, on to raczej za wiele uczuć to chyba nie pokazuje, choć jest bardzo fajny. Może ma taki czas. Coraz częściej łączę się chyba z wewnętrznym dzieckiem, chyba mi to pomaga, takie przynajmniej mam wrażenie.

Komentarze

  1. Mam nadzieję, że ten wyjazd w końcu się uda:)
    Pozdrawiam
    Ps. Zmieniłem adres bloga, teraz jestem pod ww.angleofmysteris.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, to znaczy? Coś nie załapałem ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, fascynacja śmiercią...
    Rzeczywiście jest na pewien sposób intrygująca, sam również za kilka lat wyobrażam sobie siebie w trumnie. Więc widocznie podobnie jak wszystkim innym można się fascynować również i śmiercią.
    Chrześcijaństwo głównie potępia śmierć... Zgadzam się z tym. Bardzo mądrze to ująłeś. Ciekawe tylko czemu? Żeby ludzie nie zabijali się? Hmmm

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomo, ludzie fascynują się różnymi rzeczami :) czy osobami ;)
    Chrześcijaństwo może rzeczywiście dlatego potępia samobójstwo, bo to też forma ucieczki i zmniejsza ilość wiernych, ale nie jestem pewny. Ogólnie, to kościół katolicki próbował kiedyś jeszcze bardziej kontrolować swoich wiernych, karząc nawet najbardziej podstawowe instynkty, jak instynkt seksualny. Spojrzałeś na jaką ładną dziewczynę, jak byłeś żonaty, to grzech ;) Trzeba było się wyspowiadać, ksiądz miał na ciebie coś. Już sama spowiedź została wprowadzona chyba w XIV wieku, nie wiem dokładnie, może później. Im lepiej kontrolujesz owieczki, tym więcej wełny dają, może ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!