Rozgrywki, gonitwy i myśli

Poszedłem dzisiaj na kawę z UA, to znaczy, odebrała mnie. Najpierw musiała krótko zrobić coś z pracy, ale potem siedliśmy w kafejce z jej ulubioną kawą. Kawał była w miarę dobra, chociaż, jak się tutaj "cappuccino tall" pije, to i tak nie wiadomo za dobrze, co to za kawa, czy taka super, bo tyle mleka.
Wzięliśmy po łyku, a UA do mnie "pewnie nie pamiętasz, ale przerwałeś mi w niedzielę, w połowie zdania i uważam, że to było bardzo niegrzeczne". W sumie, to nie pamiętałem. "Tak sobie myślałem", powiedziała. Przypomniałem sobie. Ona zaczęła wtedy mówić o wypadku motocyklowym, o szczegółach, to jej powiedziałem, po angielsku, że mnie nie interesuje to, co mówi, chodziło mi,  o te detale. Nie wiem już nawet dokładnie, co powiedziałem. A UA dalej, "od niedzieli mi to po głowie chodziło". A dzisiaj piątek. Ona, taka wielka luzaczka, która nie pamięta, kiedy coś ostatnio prasowała ;)
Przeprosiłem ją, bo co miałem zrobić. A ona mnie trochę pouczyła, że muszę uważać, jak do ludzi mówię, że może to tak dlatego, że ją dobrze znam, i tak dalej. Nie przepadam za tego rodzaju sytuacjami, ale też nie zaskoczyła mnie ona za bardzo. Zastanawiałem się, jak i na ile ona się zmieniła przez tych parę ostatnich lat. Stała się bardziej pewna siebie, jest teraz szefem jakiegoś projektu, czy projektów, wyszła za mąż. Już ostatnim razem, jak tu byłem parę lat temu, to było trochę dziwnie. Nie spędziłem wtedy świąt Bożego Narodzenia z nimi, bo to "bardzo rodzinne święto" i rodzice jej męża są konserwatywni. Z tego co wiem, to ojciec jej męża jest, czy był, bo już nie żyje, ateistą.
UA jest trochę "yin", czyli należy do ludzi, którzy są bardzo mili, uśmiechają się wiele, są lubiani. Mnie też pomaga. Ale nasze stosunki nie są już takie, jak kiedyś. Kiedyś miała mi pomóc zostać w Australii, ale potem zaczęła się z tego wycofywać, krok po kroku, lawirując. Wynikło z tego parę mało miłych rozmów na chacie, z tego, co pamiętam. Ale teraz, teraz jest mi ona zupełnie obojętna. Miła, ale jakby nas coś dzieliło. Może za dużo nieprzyjemnych rzeczy. Z tego widzę, jak zmieniają się uczucia, bo kiedyś byliśmy sobie naprawdę bardzo bliscy.
Akurat podeszła jedna z biblioteki, coś miałem wypełnić. Z krateczek "Australian, permanent resident or no" podkreśliłem "permanent resident". W sumie, to mam wizę stałego pobytu, tyle, że jak wyjadę, to będę się musiał starać o wizę powrotu. Taka dziwna wiza, tak tu mają. To ciekawe uczucie, gdybym chciał, to mógłbym tu po prostu zostać. Ciekawe, czy dostanę tą wizę powrotu. UA mi ma pomóc, ona ma głowę do tego. Myślę, że jest ona wrażliwa na krytykę z mojej strony. Kiedyś już to powiedziała. Temu muszę uważać, bo po co się niepotrzebnie ranić.
Trochę mnie ćmi w głowie, może za mało wypiłem. Coś mnie też minimalnie drapie w gardle. Fakt, biegam w samej koszulce, jak jest koło 14 stopni, czy ile. Wbiegłem na tą górkę dzisiaj, ale jakoś słabowity byłem. Możliwe, że moje mięśnie są trochę zmęczone. Dzisiaj jadę do domu UA, bo zmiana planów, nie odbiera mnie nikt jutro rano, ale jadę do UA i odbierają mnie jutro, bo jedziemy w skałki na weekend, jak nie będzie padać. Mam sobie kupić coś do jedzenia, choć przedtem była mowa, że razem kupimy, ale może źle zrozumiałem ;) Nie jadę z UA i jej facetem M, bo mają tylko dwa siedzenia w campingu, ale załatwili mi namiot. Jak mówię, UA pomaga mi wiele, ale czasami jest jakoś dziwnie. Z drugiej strony, ja też nie jestem zupełnie łatwy w obsłudze, biorę na to poprawkę.
Fajnie się tu siedzi w tej bibliotece. Jest w miarę spokojnie, stoły, WLAN, nie trzeba nic kupować do picia, a ludzie są. Sporo Azjatów.
Woda tu trochę dziwnie pachnie, jakimiś wodorostami. Prawie wszędzie woda z kranu tak pachnie.
Tak się obudziłem rano i zastanawiałem, chcę do tej Autralii na jaki rok, czy nie chcę? Nie mam wizy powrotnej, ale się zastanawiam. W sumie, to myślę, że warto byłoby tu na rok przyjechać, chociażby po to, żeby coś nowego przeżyć, żeby sobie nie mówić, że mogłem to zrobić, ale nie zrobiłem. I tak się już cieszę, że tu przyjechałem.
Myślę, że za mało po tym bieganiu wypiłem. Dlatego mnie coś lekko w skroniach ćmi, coś tu mam to często, brakuje mi może ciepłej wody do picia.
Gdy tak sobie rano leżę i czuję niepokój, albo gdy się dziwnie czuję, po rozmowach z UA, to staram się połączyć z moim wewnętrznym dzieckiem, tym, z tego jednego okresu czasu. Wtedy czuję się mniej sam, jakoś bliżej siebie. Tu też mają kafejkę, może się tu na kawą przejdę. Łączenie się z wewnętrznym dzieckiem daje mi jakiś spokój, takie mam wrażenie. Ogólnie, to myślę, że inaczej patrzę na pewne rzeczy, niż kiedyś. Czy dostanę wizę, czy nie, to może nie takie ważne. Ważna książka, w której żadnego zdania dzisiaj nie napisałem i moja całość, to znaczy, żebym nie gonił za kawałkami siebie samego.

Komentarze

  1. Widocznie rzeczywiscie sprawiles jej przykrosc, przerywajac jej i mowiac, ze Cie interesuje to, co ona opowiada. Mnie tez by sie zrobilo przykro. Ale to, ze Ci otwarcie o tym powiedziala, swiadczy ze jej na Tobie zalezy. Dlatego chce szczerze sie rozliczyc. Gdyby jej latalo, jaka ma relacje z Toba, to by sie zamknela na Ciebie i tlumila w sobie niechec.
    A Ty? Jestes w stosunku do niej szczery?
    Moze te Wasze aktualne "dziwne" stosunki wynikaja tez z niedomowien po Twojej stronie? Niewypowiedxianych zali?

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że nikt nie lubi, jak mu się przerywa, ale chodziło mi o to, że ona się zmieniła. A poza tym, to przewałem jej, bo nie chciałem, żeby mi opowiadała o detalach wypadku. Niektórzy ludzie, czy może większość, lubuje się w czymś taki "urwało mu nogę koło kolana", czy coś takiego ;)
    Co znaczy, szczery, szczerość ma też jakieś granice, ale niedomówień, to raczej między nami nie ma, niewypowiedzianych żali z mojej strony też nie. Chodziło mi tu raczej o jakiś obraz kogoś, tego, jak ją widzę i jak mi się wydaje, że ona się zmienia. Wiadomo, każdy się zmienia, pytanie tylko jak ;)
    Nie mówię, że ona się na lepsze, albo na gorsze zmienia, po prostu się zmieniła i tyle.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że przeczytałam wcześniejsze komentarze, bo też bym napisała o tym przerwaniu. Racja, to od Ciebie zależy, czy chcesz słuchać o wypadku czy nie. A teraz mój żal i zazdrość: ja chcę do Australii!!! Rety, ile ja bym dała, by mieć kogoś, kto mi pomoże gdzieś w obcym świecie. A tak, jestem tylko licealistką, która marzy o Australii i Londynie, a ten będzie łatwiejszy z pewnością do realizacji i tylko marzy, bo przez najbliższy rok tam na pewno nie trafię - mowa o Londynie. A teraz zapraszam na nowy post do pośmiania się z moich początków blogowania, a zaczynałam parę ładnych lat temu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, nie każdy lubi słuchać o wypadkach, czy oglądać horrory ;)
    Z tego co wiem, to Australia w ciągu najbliższych paru lat nie znika, więc pewnie zdążysz się jeszcze załapać :)
    Podobnie z Londynem :) Tym bardziej, że Londyn nie jest wcale tak daleko od Polski.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!