Za dużo kawy na raz...

Siedzę sobie w kafejce. Będę musiał zaraz znowu coś kupić, bo mi się WLAN, 30 minut kończy, chociaż, może polecę przez telefon, ale, nie chcę, żeby się krzywo na mnie patrzyli. Idę na ściankę, do hali tym razem, B napisał mi smsa. Napiję się zaraz tego ichnego Czaju Starbuckowego. Po kawie jestem trochę na haju, to znaczy, stan lekko euforyczny. Czytam trochę na innych blogach, jak to się ludzie cięli, czy tną. Ja ciąłem się tylko może parę razy, tak odruchowo, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, może próbując sam siebie ukarać, za to, że nie jestem taki, jaki jestem? Ogólnie, to przyszło mi do głowy, że nie ciąłem się, ale wbijałem sobie szpilki, czy inne ostre przedmioty w dłonie, czy przedramiona. Potrafiłem w liceum, na lekcji polskiego przebić sobie skórę na ręce agrafką, czy czymś. Nie czułem przy tym bólu, z tego co pamiętam. Wystarczyło powiedzieć sobie "nie czuję" i nie czułem. No, może z nielicznymi wyjątkami, gdy próbowałem przez dłoń od zewnątrz, koło kciuka i dochodziłem do wewnętrznej strony, to chyba bolało, to pamiętam. Gdy o tym piszę, wydaje mi się to dziwne. Ale kiedyś było to niejako normalne. Może wynikało to też z fascynacji Joginami, czy czymś?
Przed oknem przechodzą Azjatki, wczoraj jeszcze udawałem, że nie patrzę, teraz po prostu przyglądam im się, nawet jak na mnie spojrzą, miła zabawa. Czego to kofeina nie robi z człowieka, inny potrzebuje do tego alkoholu. Na mnie alkohol jakoś chyba niespecjalnie działa, choć mało mam doświadczenia, bo nie lubię, nie smakuje mi w ogóle. Parę razy piłem i czasami spróbuję dobrego wina, ale, bardziej dla zapachu, niż dla efektu. Co się mam zmuszać. To może z tych czasów, jak próbowałem otruć się denaturatem, nie wiem, a może po prostu nie lubię, za to uwielbiam musztardę ;) I co na to poradzić ;)
Byłem dzisiaj znowu na tej Mt. Gravatt. Właśnie przestało padać, jak wychodziłem, potem trochę kropiło, jakichś 15 C. Poniżej 13 C zakładam coś jeszcze, tak, to wystarczy koszulka, bo i tak się rozgrzeję. Zamówiłem sobie dużą herbatę, ta obsługa nie zapamiętała mojego imienia. Nikt tu nie chodzi w tych UGG. Byłem nawet w sklepie, żeby zobaczyć czy są te, które J chciała. Nie było tego koloru, ale posłałem J zdjęcie innych, zobaczymy. Jest akurat obniżka, więc kosztują koło 180 AUD (ca. 130 EUR), zamiast ponad 200 AUD. Trochę mnie jednak to kolano boli jeszcze. Gdy biegłem na tą górkę, to przy przechodzeniu przez ulicę poślizgnąłem się i puknąłem w dodatku w to kolano, trochę się poharatało, ale niegroźnie.
Coś chyba za dużo tej kawy wypiłem, trzeba było wziąć "short", zamiast "tall".
Zastanawiam się, jak utrzymać poziom energii potrzebny do robienia rzeczy. Kiedyś, za czasów studiów odbijało mi w drugą stronę, bo potrafiłem uczyć się różnych rzeczy po nocach. Niekoniecznie tego, co było potrzebne dla studiów. Ogólnie, to byłem chyba trochę kopnięty, to znaczy, nie całkiem standardowy. Przez parę lat nie miałem łóżka w akademiku, spałem na izomacie. Aż jeden się wyprowadzał i odkupiłem od niego łóżko. Gdy napiję się kawy, którą teraz rzadziej piję, do moje myśli zaczynają biegać jak oszalałe, z kąta w kąt ;) Może nie jak oszalałe, ale trochę bezładnie, ale nie chce mi się ich teraz porządkować. Gdyby mnie jakie służby specjalne przesłuchiwać, to wystarczyło by mi dać pewnie kofeiny, to bym gadał o wszystkim ;)
Jak tu się dobrać do tych barier, które mam w głowie? Gadam ostatnio dużo do wewnętrznego dziecka, czyli mnie, z przeszłości. Przyszło mi chyba dzisiaj do głowy, że mało myślę o NB (narkotyk B), czyli prawie wcale. Nic dziwnego, jak tu tyle innych tajemniczych i nieosiągalnych dziewczyn.
Przeważnie staram się wykorzystać momenty, gdy jest mi lepiej, do tego, żeby próbować jakieś tam bariery zmniejszyć. Szukam granic lęku. Wiem, czy wydaje mi się, że lepiej teraz, niż wtedy, gdy jest mi źle, gdy nie mam siły na to. To jak trening. Tego pół maratonu też bym tak lekko nie przebiegł, gdybym przedtem nie trenował. To też może kwestia rozłożenia sił. Może jest mi lepiej? Ale ogólnie, to mam wrażenie, że gdy mam więcej kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, to czuję się jakoś bardziej cały. to w sumie logiczne. Wtedy nie jest mi tak smutno, że jestem sam, nie czuję takiej pustki. Myślę już od dawna, że czasami projektuje się własne tęsknoty na innych, szuka w nich tego, co można znaleźć w sobie. Choć oczywiście, instynkty pozostają i jakaś partnerka, że tak powiem, to by się przydała.
I też dziękuję odwiedzającym mój blog, w sumie, to też mam wrażenie, że sobie tutaj w ten, czy inny sposób pomagamy :)
Idę zaraz do centrum-jedzeniowego, popiszę najpierw może co w "książce". W tym centrum jest pełno różnych stoisk. Wypróbowałem już indyjskie i arabskie. Dzisiaj może chińskie, choć, nie wiem, czy zaryzykuję, bo indyjskie też mi dobrze smakuje, a chcę na ściankę ;)

Komentarze

  1. To Ty lepiej ogranicz kawę albo wcale jej nie pij, haha! A z tym cięciem to muszę przyznać, że głęboko mnie zasmuciłeś, choć może powinnam się cieszyć, że już tego nie robisz? Nigdy się nie cięłam, ale pamiętam fazę w gimnazjum, jak panowała moda na cięcie się i inicjałów chłopaków, chłopacy dziewczyn. Szok, istny szok, jak można tak sobie sprawiać ból, choć z Ciebie widzę, że jest niezły twardziel, skoro nie czułeś bólu. Kurczę, nigdy nie byłam na ściance, a bardzo chcę. Zapraszam do siebie,

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, kawa, to mój lekki narkotyk, pozwalający znosić ten świat łatwiej ;) Mnie tam to cięcie się jakoś nie smuci, bo tylko parę razy się naciąłem. Raz, to wiem, że ze złości na samego siebie ;) A wbijałem sobie pewne rzeczy pewnie też bardziej eksperymentalnie, bo byłem trochę joginami zafascynowany. Po części może mi to coś pomagało, nie wiem dokładnie. Jakaś forma odreagowania się.
    ścianka jest fajna, jak się to lubi. Można się na tym skoncentrować, na własnym ciele, balansie, chwytach, na tym, ile się ma jeszcze siły.
    Myślę, że ludzie którzy potrafią dysocjować nie są "twardzielami", bo po prostu odłączają się niejako od własnego ciała. Fakt, z zewnątrz może to wygląda jak "twardziel" ;) Tyle, że ja to przeważnie jednak robiłem w domu.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!