Po drodze

Tak sobie siedzę w parku narodowym, w miejscu O'Reilly, czyli kafejka ze sklepem z upominkami, ale nie mają nawet fajnych koszulek. Czyli jak na całym świecie. Obsługa, to Japończycy. Połaziłem trochę, obejrzałem ichny wodospad, widziałem sporo ptaków, tu kręcą się przeczerwieniaste papugi, z niebieskimi piórkami. Będę musiał niedługo wracać, bo droga kręta po pierniku, czasami przez las, gdzie już się parę kangurów, czy innych pademelons kręciło, czyli małych kangurków, bym to nazwał.
http://www.wildlifemountain.com/images/Red-NeckedPademelon199.jpg
Staram się pracować nad kontaktem z moim wewnętrznym dzieckiem, czyli nad lękami, jakoś docierać do nich. Jest mi chyba łatwiej, po tym, jak widzę, że coś się chyba zmienia. A jak nie jest mi lepiej, to mam przynajmniej zajęcie i uczę się nowych rzeczy, to znaczy, starych, bo moich emocji z przeszłości ;)
Myślę, że brakuje mi dziewczyny, ale nie jestem do końca pewny, w jakim stopniu dziewczyny, a w jakim stopniu moje wewnętrzne dziecko jest samotne. Te czerwone papugi są mało bojaźliwe. Fakt, można je karmić z ręki, ale nie w kafejce, bo nie wolno.
Jak mówię, najtrudniej uwierzyć, że da się coś zmienić, dlatego chyba wiele ludzi kręci się we własnym sosie, jak na rożnie, nie próbując nawet wyjść z danej sytuacji, nie szukając dróg, ale wierząc, że coś się samo zmieni, bez ich aktywnego udziału. Wiadomo, to uproszczenie, ale mało kto reflektuje. Większość jęczy i mówi, że tacy są i co by tu zrobić, żeby się coś zmieniło. Oczywiście, oni sami nie, bo oni to "Oni". "Ja" to "JA", i nie wolno tego zmieniać. Dla mnie wiele rzeczy, to znaczy, emocji i reakcji jest po prostu wyuczonych. Zawsze mam przed oczami obraz bezpańskiego psa, który podkula ogon, gdy człowiek się schyla, bo myśli, że ktoś zaraz w niego rzuci kamieniem. To znaczy, teraz widzi się coś takiego rzadziej, bo w mieście kamienie nie leżą na ulicach. Nie wiem skąd mam ten obraz, może z moich pobytów na wsi?
Ładnie tu jest, spokojnie, turyści się zmyli, jakiś facet wcina tylko frytki i pije coca colę, czy inne dziadostwo.
Kiedyś myślałem, że jedyne, co mam, nawet jak jest mi źle, to "Ja", czyli mam siebie samego. Nie wiem, kiedy do mnie doszło, że to "ja", to w pewnym sensie struktura, która jest z jednej strony stała, ale której kawałki można zmieniać. Nie jest ona sztywna, nieruchoma, zmienia się z czasem, z doświadczeniami.
Ładnie tu, ale spadam, bo nie chcę, żeby mnie na tych dróżkach noc zaskoczyła. Może pójdę na ściankę, próbować zagadać do jakichś dziewczyn. Zobaczę, jak dojadę do Brisbane. W sumie, to fajnie się tu siedzi, w dodatku mogę się przez komórkę podłączyć do internetu :)

Komentarze

  1. No to nieźle. Musisz wrzucić koniecznie jakieś zdjęcie jak wrócisz.
    Wewnętrzne dziecko... myślę, że każdy je w sobie ma ;) W sumie świat byłby nudny, a ludzie płytcy gdybyśmy tych "dzieci" w sobie nie mieli.
    Skoro próbujesz zwalczyć samotność to zagadaj, a może akurat się uda ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!