Bo tak czasami po prostu jest

Coś , mi się ostatnio nie chce pisać. Byłem pobiegać, przez ten most. Nawet fajnie się biegło, bo słońce świeciło, niebieskie niebo. No fakt, trochę wiatru było, ale dało się przeżyć. Wystartowałem na końcu, dlatego cały czas wyprzedzałem. Na 2200 facetów byłem gdzieś koło 200. Tyle, że były dwa biegi, bo za dużo ludzi., temu nie wyprzedziłem 2000 facetów, ale może z 1000 Na początku musiałem się trochę przepychać, bo moja grupa, 3 dziewczyny, ja chłopak jednej, wolała bardziej rekreacyjnie, czyli na końcu zacząć.
Za to po drugim kilometrze fajnie się biegło, bo moją grupę zaraz na początku zostawiłem. Chciałem przebiec poniżej godziny, przebiegałem w 54 minuty, czyli gdzieś 4.30 na kilometr. Na to, że prawie nic ostatnio nie biegałem i miałem lekko rozwaloną łydkę, to i tak nieźle, jak na mnie uważam. Tyle, że sobotę i w niedzielę padłem na pysk. W piątek miałem wolne, temu joga i paletki, ale weekend zdechły.
Staram się regularnie coś robić, konkretnego w domu. Wiem, że boję się wracać do domu. To jakiś taki lęk, który we mnie siedzi. Myślę, że w domu robi mi się po prostu zimno, gdzieś w środku, bo jest to niezależne od temperatury. Ale po biegu myślałem sobie, że skoro dałem radę się tak na biegu wysilić, to pewnie i mogę w życiu, znieść to nieprzyjemne uczucie. W sumie, to jak biegłem, to cały czas wyprzedzałem ludzi. Pomyślałem sobie, że gdy przestanę wyprzedzać, to znaczy to, że biegnę za wolno. Pod koniec wyprzedziły mnie chyba dwie osoby, to znaczy, dwóch facetów, ale przegoniłem ich, bo rzuciłem się na sprint na końcu. Fajnie się czasami biegnie. Koncentruję się na moim oddechu, na tym, żeby się wyluzować, i biegnę.
W poniedziałek byłem na treningu ligi, czy drużyn, czy jak to zwał. Starałem się uważać na tą łydkę, żeby jej znowu nie rozwalić, bo jeszcze nie jest całkiem ok. W czwartek, zeszły, czyli ten z biegiem, poszliśmy wieczorem z tą grupką do knajpki. Nawet miło było, z C, z którą się czasami wspinam i z B, podobnie, i chłopak B też tam był. C jest bardzo ładna, kiedyś mnie bardziej ruszało, jak ją widziałem, teraz mi już jakoś przeszło. Na koniec odprowadziłem C do kolejki, zimno było, więc przytuliliśmy się, tym bardziej, że jej kolejka była jakieś 10 minut spóźniona. Czy się potem lepiej, czy gorzej czułem? Myślę, że było to miłe. Dla niej też, bo mi podziękowała przez WhatsApp.
Dzisiaj chciałem iść na sport, trochę na fitness, ale nie wyrobiłem się, bo zasiedziałem się w robocie. Poza tym, to może i dobrze, bo byłem jeszcze we wtorek na paletkach, wczoraj też. Jutro ta liga zupełnie amatorska. Ciekawe jak będzie, ale pewnie fajnie, bo fajni ludzie i KJ, czyli Japonka. Mam już plan gry. 1. nie uszkodzić się. 2. Nie pozwolić, żeby mi rakietkę uszkodzili. Wyniki, to mi w sumie obojętne ;) Wiem, że A z KJ ostro trenują, są ambitni, a ja nawet nie wiem, z kim będę grał.
Czasami, gdy jestem w domu, to myślę sobie, że szkoda trochę wyjeżdżać, zostawiać to. Ale potem, to myślę, że mogą jechać tylko na parę miesięcy, a poza tym, to, czy mi tak naprawdę dobrze tutaj?
Nic to, ciągle staram się łapać kontakt z wewnętrznym dzieckiem i traktować życie jako formę walki. Bo tak czasami po prostu jest.
Czasami myślę o śmierci, czasami o NB (narkotyku-B), ale rzadko.

Komentarze

  1. To fajnie, ze tyle radosci czerpiesz ze sportu. No, a przy okazji pielegnujesz relacje towarzyskie. To mnie sie wydaje rowniez bardzo wazne.
    A robisz jakies przyjemne dla Ciebie rzeczy w domu? Bo tak sobie kombinuje, ze dom Ci sie kojarzy z przykrymi przezyciami, wiec trudno sie dziwic, ze nie lubisz w nim przebywac. A moze, gdybys zaprowadzil taki stan rzeczy, ze w domu dzieja sie mile sprawy, to by sie cos zmienilo w Twoim przezywaniu?
    Ja kiedys dostawalam palpitacji serca na dzwiek telefonu. Juz tego nie mam. Po prostu czesciej spotykaja mnie mile rozmowy telefoniczne, niz niemile. Odzwyczailam sie od stresu telefonicznego.

    OdpowiedzUsuń
  2. To z telefonem też znam i mnie też w sumie przeszło. Z domem jest bardziej skomplikowane, bo nie chodzi o to, że nie lubię być w domu, raczej o to, że dostaję "palpitacji lękowych", czyli trudniej mi się za coś zabrać. Temu dużo rzeczy leży odłogiem, co powoduje czasami frustrację, patrz "wyuczona bezradność" ;) Czasami używam tricków, jak mocna herbata ;)
    Nie chodzi tu tylko o dom, w pracy też mam stany lękowe, tyle, że tam nie mogę uciec w oglądanie filmów, czy seriali. Ale dzisiaj pograłem na gitarze i zrobiłem parę rzeczy, to też jest fajne ;)
    A sport jest fajny, choć wczoraj wszystko przegrałem, bo byłem za bardzo zdenerwowany i miałem złe podejście, bo w sumie, to nie wiedziałem, że oni te gry tak na poważnie traktują.
    Często balansuję między różnymi emocjami, trochę jak spacer na linie. Staram się utrzymać równowagę. Jak przeginam, to dostaję aftów i stanów jakby podgorączkowych. Ale, i tak jest chyba lepiej, niż było ;)
    Fajnie się wyszaleć na sporcie :)
    Pozdrawiam, też sportowo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, bardzo to skomplikowane u Ciebie. To niewiarygodne, w jak olbrzymim stopniu ludzkie uczucia sa sprzezone z organizmem. Niby to wiem, niby sama doswiadczalam tego, a jednak w dalszym ciagu mnie to zdumiewa.
    Mysle, ze szkoda nerwow na rozgrywki, przeciez to jest zabawa, ma byc przyjemnie a nie napinka. Nie warto dac sie zarazic takim podejsciem. Raz przegrales, a dziesiec razy wygrasz. Nawet najlepsi czasami przegrywaja, nie ma sie czym przejmowac.
    Ja mialam kiedys palaco potrzebe bycia najlepsza we wszystkim, ze wszystkimi rywalizowalam. Nawet kurcze na jodze chcialam sobie udowodnic, ze najbardziej dokladnie ze wszystkich robie asany!
    Obecnie funkcjonuje ze swiadomoscia, ze w 95% spraw, jakimi sie zajmuje na co dzien sa osoby lepsze ode mnie. Jest kilka, w ktorych jestem naprawde dobra, malo kto wokol moze mnie w nich przebic. Ale jest ich kilka, w reszcie jestem gorsza. I odkrylam, ze umiem zyc, przegrywajac, ze umiem przyjac to, ze komus nie dorownuje i nigdy nie dorownam. Kurcze, dziwnie sie z tym czuje, bo to tak, jakbym byla nie ja! :)

    Ja bylam przez ostatnie dni w gorach. Bylo przepieknie: zlote i czerwone liscie, prawie 20 stopni, blekit nieba i zapach suchych lisci i dymow z komina. Az sie chce zyc! Bawilismy sie swietnie, poszlismy nawet na dancing z muzyka na zywo i fikalismy :) jestem taka zadowolona! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To świetny wynik! Gratuluję :)
    Robi Ci się zimniej jak jesteś w domu? To stany lękowe. Wiem to po sobie...
    A może skoro z C masz tak dobry kontakt, no to może jakaś iskierka nadziei? Trochę szumnie powiedziałem, ale wiesz o co chodzi ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, czy mi aż tak na C zależy. Ale wiadomo, iskierka nadziei zawsze jest ;)
    W domu trudniej jest mi sobie radzić z lękami, bardziej od nich uciekam, bo też tak wygodniej. W pracy muszę coś tam robić, nie mogę sobie oglądać seriali, czy coś. Ciekawe, jak te schematy działają ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Stwierdziłem, że z drugiej strony rozgrywki to też dla mnie możliwość do bezpośredniej pracy nad lękami, są wtedy bardziej namacalne. Siada mi koordynacja ruchowa. To prostsza sytuacja, niż w domu, gdy po prostu czuję ciężar, czy zmęczenie, czy duszę się itp. Ogólnie, to biorę udział w tych rozgrywkach ze względu na towarzystwo, bo bardzo fajni i mili ludzie, z którymi też czasami inne rzeczy robimy. Bez nich, to nie wiem, czy miałbym ochotę. Chociaż, czasami też są rozgrywki fajne, kiedyś to latami grałem w jakichś ligach.
    Mnie nie tyle chodzi o wygranie, ale o moje stany lękowe, które mnie wkurzają. Bo to nie tylko rozgrywki, ale też egzaminy, itp. Na egzaminach mam czasami coś w rodzaju "black out", teraz przynajmniej mniej więcej wiem, co się ze mną dzieje ;)

    Góry też bardzo lubię :) O każdej porze roku, podobnie jak morze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I dobrze, że jest chociaż ta iskierka to zawsze coś ;)
    Ciekawe co piszesz z tym potopem. Ja oglądałem wczoraj chyba "pogromców mitów" czy jakoś tak i tam mówiono, że przyczyną mogło być, z braku lepszych określeń przelanie się Morza Śródziemnego, które zatopiło cały ówczesny "świat" na tym terenie. W każdym razie to tylko jedna z teorii ;)
    Nigdy nie rozmawiałem z żadnym przedstawicielem Prawosławia, ale może się skuszę, skoro twierdzisz, że są bardziej otwarci na dyskusję ;)
    Ps. Może jakaś forma inteligencji istnieje. Ale bardziej bym ją pojmował jako coś w stylu energii Wszechświata, świadomości Natury, bezosobową potężną moc, nigdy nie ingerującą w wydarzenia we Wszechświecie pominąwszy jego stworzenie, której człowiek nawet nie jest w stanie nigdy pojąć niż jakiegoś Boga dokonującego cudów, przemawiającego do ludzi i tym podobne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie prawosławie, ale protestantyzm !!!
    Prawosławie, to coś jak katolicyzm, tylko, że ortodoksyjny, czyli dogmatyczny ;)
    Protestanci wywodzą się bardziej z protestów przeciwko doktrynom kościoła, czyli też sprzedawania odpustów, itp. patrz Marcin Luter, Kalvin.
    Czy jakaś inteligencja ingeruje, czy nie, to trudno chyba powiedzieć. To już jest założenie, że nie ingeruje, po tym, jak stworzyła świat ;) Nie znaczy to, że ingeruje w to, że wygra się w lotka, czy że kieruje czyimś losem. Ale, może jak jej się nudzi, to gra w bowling planetami, czy gwiazdami, przysparzając siwych włosów astrofizykom ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!