Iść dalej

Coś się znowu trochę duszę dzisiaj. Trudno mi się na pracy skoncentrować, to znaczy, obijam się, ale trudno mi się też na obijaniu skoncentrować. Denerwuje mnie ten bałagan tutaj, no i moje lęki. Kolano mnie trochę boli, dlatego nie poszedłem wczoraj na ten fajny trening drużynowy. Idę dzisiaj pograć z tymi hobbystami, może coś tam potrenuję.
Kumplowi, którego zastępuję na paletkach, wstawili płytkę ceramiczną, bo mu się dysk lekko poluzował. Inny przyszedł, po operacji obojczyka i na spotkaniu grupy powiedział między innymi, żeby się życiem cieszyć, a nie tylko pracą. Jego mały dzieciak zrobił trzy koziołki ze schodów i choć nic mu się nie stało, to K doszedł pewnie do wniosku, że życie może być czasami krótsze, niż człek się tego spodziewał. To znaczy, K naderwał sobie przy tym wiązadła przy obojczyku.
Wczoraj wiało tu, niektóre pociągi stały. Musiałem wysiąść wcześniej, bo mój wcale nie jeździł, więc jechałem innym. Wysiadłem koło sklepu sportowego, do którego się od miesięcy wybierałem. Kupiłem sobie parę drobiazgów. Nie lubię tych moich lęków, które mnie sprytnie ograniczają. Nikt mnie tak dobrze nie zna, jak mój mózg. Wie, jak argumentować, żebym unikał, przynajmniej chwilowo, sytuacji związanych ze stresem. Ze stresem związanym z dzieciństwem, bo robienie zakupów, czy posprzątanie nie powinno mnie do tego stopnia blokować. Czasami czuję po prostu niepokój. Coś we mnie biega w kółko i próbuje się schować, gdzieś uciec, do ciemnego kąta i nie wychodzić. Gdy to przeskoczę, co kosztuje trochę energii, to jakoś idzie, ale potem znowu wpadam w ten dołek, albo w tą mgłę i wszystko staje się niewyraźne, trudne, ciało ciężkie i senne.
W sobotę byłem znowu na tych zawodach super-amatorskich. Okazało się, że mam grać przeciwko jednemu z trenerów, czy prowadzących, którego wszyscy znali. Mówiłem wszystkim, że jestem nerwowy, to znaczy, moim ludziom, nie przeciwnikom ;) Stwierdziłem, że lepiej mówić, niż dusić to w sobie. I jakoś wygrałem w miarę na spokojnie. Potem wygraliśmy podwójną. Tym razem powiedziałem sobie, że jak wojna, to wojna i już nie grałem tak miło, jak ostatnim razem.
Czasami patrzę na siebie z zewnątrz, jak się duszę, jak mi coś na klatce piersiowej siedzi, jak coś mi w głowie miesza, jakby drewnianą chochlą. Ale, co zrobić. Muszę iść dalej.
W niedzielę byłem na ściance z B i C. C, to ta ładna, choć B też nie jest brzydka. C lubi się w sumie przytulić, ale, na tym się kończy, trzyma mnie na odległość, a może ja też się trzymam. Czasami, to nie wiem, co się w mojej głowie dzieje.
Ale staram się walczyć, choć czasami nie widzę w tym sensu. Po prostu iść do przodu, nie zastanawiając się, czy się gdzieś dojdzie, bo wiem, że czasami fajnie jest gdzieś dojść, choćby to tylko była przerwa na posiłek.
Staram się utrzymywać kontakt z moim wewnętrznym dzieckiem, ale często o tym chyba zapominam, nie wiem. Może mnie to czasami za dużo wysiłku kosztuje. Szukam metod, by uciekać z tej klatki, w której czuję się tak często zamknięty.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!