Gong-Fu, czyli codzienna walka

Byłem wczoraj na paletkach. Najpierw mi się dobrze grało, pierwsze trzy godziny, potem po przerwie, z ciastem, źle. Złości mnie, jak mi nie wychodzi. Projektuję to na moje życie. Robię coś, ćwiczę, może więcej, a to nie wychodzi. Ale, nie wiem, czy mam rację. Bo w niektórych rzeczach mi lepiej wychodzi, nie wiem.
Wieczorem, wybrałem się jednak z ludźmi na bowling, czyli kręgle, czy jak się to nazywa. Było miło. Była KJ, czyli Japonka z paletek, S, też miła i paru kumpli. Nic nowego. Dzisiaj rano z częścią grupy śniadanie. Każdy miał przynieść jakiś prezent i potem przez rzucanie kostką graliśmy w to, co kto dostanie. Tak może z pół godziny, albo i dłużej, według skomplikowanych zasad. Na koniec dostałem to, co sobie na początku wybrałem, nie wiedząc co jest w środku. Jakaś fajna CD.

Słucham dużo chińskiej muzyki. Nie rozumiem prawie nic, do niektórych rzeczy jest tłumaczenie.
http://www.youtube.com/watch?v=6HMrnM-1-HI
To rodzaj ucieczki, w inny świat. Trochę tajemniczy, pełen delikatnych uczuć, ale też i śmierci. Wielkich miłości i ciemnych upadków. Obejrzałem jeden film. Trochę osób tam wyginęło.
Ten śpiew przypomina mi jojk, moje czasy z północnych krajów. Jest coś w tym, gdy za oknem ciemno, prawie nikogo nie ma, las i głuchy odgłos lodu pękającego na rzece. Nie dlatego, że kra puszcza, ale dlatego, że jest taki gruby i go co raz więcej. Wtedy strzela, w środku nocy, która czasami się aż tak bardzo od dnia nie różni, bo i tak nie ma słońca. Ale, czasami, gdy niebo jest bezchmurne, to widać gwiazdy i ma się wrażenie, że wystarczy wyciągnąć rękę, by ich dotknąć.

Walczę dalej. Ostatnio mam coś więcej energii, może przez tą muzykę, czy filmy chińskie, nie wiem. Ten wysoki dźwięk ich głosów przeszywa mnie trochę. Gdy na paletkach nie wychodzi, to myślę sobie, że tak czasami bywa. Wczoraj na tym bowlingu rzucałem lewą ręką, czy co to się robi z tą kulą z dziurami. Nawet mi tak źle nie szło.
Możliwe, że mi ta muzyka pozwala nabrać dystansu do tego, co mnie otacza, do problemów, które nie zawsze są takie ważne. Po prostu iść krok po kroki, nie zwracając uwagi na to, że czasami jest trudniej. To mnie może fascynuje w kulturze azjatyckiej, czy Wu-Shu (sztuki walki), czy Kung-Fu (Gong-Fu, czyli wysiłek, umiejętność). Po prostu iść swoją drogą, dążąc do tego, by robić coś dobrze. Na tyle, na ile potrafię. A na ile potrafię, to się dopiero okaże, gdy spróbuję.
Tyle na temat teorii ;)

Wesołych świąt życzę! :)

 

Komentarze

  1. " Po prostu iść swoją drogą, dążąc do tego, by robić coś dobrze." Czasem to kosztuje mnóstwo wysiłku... i łez. Jako kobieta często chce mi się płakać, kiedy po raz kolejny coś znów mi nie wychodzi. Z reguły się nie poddaję, ryczę a się nie poddaję. A Ty? Walczysz do końca?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami walczę do końca, co nie znaczy, że wygrywam. W sumie, to walczę codziennie, takie mam wrażenie. Ale, myślę, że jak się próbuje walczyć i z tego wnioski wyciągać, to człowiek uczy się nowych technik. Czasami cieszy mnie, że nie chcę się codziennie zabić, myślę, że to sobie wywalczyłem ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!