Czasami się wygrywa, czasami przegrywa, tak to bywa.

Tak się zastanawiam, Australia, czy nie Australia. Może wynika to z tego, że mam takie poplątane w głowie.

Za to wczoraj był fajny trening, jak zwykle w poniedziałki. Coś mnie prawa strona pleców, czy biodra boli. Za dużo stresu, człowiek się spina. Akurat mam dużo do załatwiania, różnych rzeczy, które nie zawsze ode mnie zależą, ale kasę mnie kosztują. Jakoś nie potrafię się targować, a przynajmniej rzadko.

NB (narkotyk-B) nie odzywa się, to ja też nie, już i tak wystarczająco długo tęskniłem za nią i byłem uzależniony. Jak ona się odezwie, to będzie fajnie, jak nie, to ja się pewnie kiedyś odezwę i tyle. Idę zaraz na trening, mimo tego bolącego boku. Ale, tam się przynajmniej trochę wyluzuję. Czuję napięcie, gdzieś w klatce piersiowej i w głowie. Boję się pewnie popełnić jakiś błąd.

Tak się zastanawiam, jak dla niektórych cały świat się zawala, gdy kogoś stracą. Też tak miałem kiedyś. Ale, w sumie, to chyba trzeba mieć do tego predyspozycje, może gorzej sobie radzić ze światem i bardziej potrzebować kogoś. A może też nie być przyzwyczajonym do bolesnych ciosów.
Wczoraj o pierwszej w nocy sąsiad rozrabiał. To znaczy, on nie jest sąsiadem, to jakiś podobno były sąsiadki, która tam mniej, czy bardziej oficjalnie mieszka. Ona go wpuszcza do mieszkania, mimo, że jemu nie wolno w budynku przebywać, bo tyle już narozrabiał. Raz się u mnie żaliła, że on przychodzi, że ona tego nie chce, że się już przeprowadzała, a on ją ciągle znajduje. Choć, czasami widzę ją, jak siedzi przed budynkiem, bo nie ma klucza wejściowego. Nie wiem, co jest tam grane. Może ona na drogach, może, cholera wie co. W każdym razie obudzili mnie w nocy, jak byli głośno na korytarzu. Już chciałem wyjść, ale zrobiło się cicho. Pomyślałem sobie w nocy, że mam przecież kije do Aikido, czy inne, w razie, jakby ten ćmok nóż wyciągnął. Nie chciało mi się ubierać i mieszać się w ich skomplikowane stosunki.

Walczę dalej, nie za bardzo wiem, co zrobić z tym ciężarem na piersiach, więc po prostu próbuję robić swoje, choć wiem, że sporo moich decyzji nie jest zbyt optymalnych. Czasami się wygrywa, czasami przegrywa, tak to bywa.

Komentarze

  1. Ludzie to dopiero mają pop...one stosunki/związki. Czasem w głowie sobie myślę,żebym tylko ja nigdy w coś takiego się nie wplątała...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, ja to kiedyś miałem chyba spory uraz do "rodziny" ;) gorąco mi się robiło, jak pomyślałem o tym, mnie się rodzina kojarzyła z małym piekiełkiem.
    Ale widzę, że nie jestem osamotniony, tyle, że jako dziecko, to nie ma się wyboru, ale dorośli sami się w to pchają... Przechlapane. Tyle, że myślę, że jak człowiek trochę uważa, to się nie wepcha, chyba, że rzeczywiście ma jakieś takie tendencje (schematy ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie-niektórzy powtarzają schematy i pakują się w takie samo gówno,które dobrze znają. Czasem też tak bardzo chce się stworzyć rodzinę,że "przełyka się" dużo kwestii,których normalnie by się nie przełknęło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałem reportaże o dziewczynach, 14, 15 lat, czy może 16, już nie wiem, nie wiedziały specjalnie co ze sobą zrobić i dawały sobie zrobić dziecko. Po części dlatego, żeby się pewnie nie czuć samotnie i mieć jakiś sens w życiu. U niektórych to działało i nawet jakieś szkoły pokończyły, a niektóre oddały dzieci do domu dziecka, czy rodziny zastępczej.
    Czasami lepszy chłop, który bije i pije, niż żaden ;) Albo kobieta hetera ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. pewnie sama go wpuszcza i nie umie inaczej żyć, jak nie w tym chorym związku. niektórzy ludzie nie wyznaczają sobie granic.l

    OdpowiedzUsuń
  6. Ano, sama go wpuszcza, widziałem, a potem może się żalić, że co on od niej chce ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!