Myślę, że jak się walczy, to człowiek się uczy czegoś. Jak się ucieka, to trudno coś zmienić.

Czasami budzę się rano, jak wczoraj i wszystko jest do kitu. W niedzielę byłem na turnieju i graliśmy beznadziejne deble. Ale już nie mam zamiaru grać z tym kumplem, za dużo mnie to nerwów kosztuje. On jest dobry w mixta, z Japonką. W podwójnej coś nam nie wychodzi. To znaczy, wygraliśmy coś tam, a to przegraliśmy, to tylko paroma punktami, ale nie była to płynna gra. W każdym razie budzę się w poniedziałek i projektuję te przegrane mecze na moje życie, w stylu "nic mi nie wychodzi", "po co się starać, jak i tak nic z tego nie ma". Albo "jestem sam", czy "wszystko jest do kitu". Wiadomo, potęguje to bezradność. Mając do tego jeszcze lekki ból głowy, jest mi po prostu fantastycznie.
Tak się zaczął poniedziałek. Ale wstałem, wiadomo, do roboty i lubię być wcześnie w robocie. W sumie, to jestem najczęściej pierwszy. Czy to o czymś świadczy?
W każdym razie wstałem i powtarzałem sobie, że to tylko myśli, że to dołek, który trzeba przeskoczyć, albo z którego trzeba się wygrzebać. Nawet zrobiłem paręnaście brzuszków i jakieś tam inne ćwiczenia, mówiąc sobie, że wiem, że to tylko takie emocje i myśli. To zabawne, w sumie. Człowiek wie, że ma dołujące emocje i wie, że przejdą, ale emocje mówią, że taki świat jest, szary, że nic się nie da zrobić.

Po robocie zrobiłem sobie mocnej herbaty i zjadłem prawie całą tabliczkę czekolady. Dostałem jakiegoś kopa i posprzątałem kuchnię i porobiłem coś z papierami. Potem trening, jak zwykle fajny. Ograłem jednego, który mnie kiedyś ograł. Poza tym, to po prostu fajnie było, a na koniec zrobiliśmy sobie w trójkę, w tym jedna bardzo sympatyczna C z piegami, parę ćwiczeń na "core", czyli napięcie ciała.

Staram się zapamiętywać takie momenty, zarówno dołki, jak i pagórki, z których jest lepszy widok. Gdy jest mi źle, to wszystko wydaje się być bez sensu, czuję się bezradny, bezsilny, ale gdy jest mi dobrze, to zmienia się perspektywa, mam wrażenie, że mam więcej kontroli nad swoim życiem. Dlatego, gdy jestem w dołku, to mówię sobie "to tylko emocje, to wyuczone przez lata dzieciństwa, i w sumie potem też". Ile lat się dołowałem, żyłem w innym świecie, mając świadomość, że coś ze mną nie tak, uciekając. Teraz też uciekam, ale nauczyłem się też trochę walczyć.

Myślę, że jak się walczy, to człowiek się uczy czegoś. Jak się ucieka, to trudno coś zmienić. Staram się mieć kontakt z wewnętrznym dzieckiem, nie tylko wtedy, gdy czuję lęk.
Dzisiaj rano obudziłem się koło czwartej nad ranem i jakoś nie chciało mi się zasnąć. Krótko po piątek poszedłem pobiegać. I potem padałem na pysk w robocie, ale fajnie było pobiegać, rano, po prawie zupełnie pustym parku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!