W sumie, to dobrze, że nie piję.

Czytam regularnie niektóre blogi. To znaczy, te, które nie znikają. Mam wrażenie, że blogi kobiet częściej zmieniają nazwę, lub znikają z sieci. Po części, bo ktoś znajomy je "odkrył", po części, bo może ich blogi nie spełniły oczekiwań.
Ja zacząłem z moim blogiem głównie dlatego, że wyczytałem, że to pomaga, statystycznie. Poza tym, to lubię czasami pisać.
I właśnie, na niektórych blogach widać, że ludzie coś próbują zrobić, samemu, szukają dróg. Na innych, że ktoś czeka, aż coś się zmieni, zwala niejako winę na świat. Jak ktoś zawodzi, to są to leki, albo psychoterapeuci, czy psychiatrzy. Moim zdaniem, to trochę tak, jakby zwalać na nauczyciela, że język obcy do głowy nie wchodzi. Ale słówek nikt nikomu na siłę do głowy nie wbije, może pomóc znaleźć metody, czy ułatwić przez ćwiczenia, ale bez własnego wysiłku, to raczej mało co z tego wychodzi. Nie mówię o przypadkach, gdy jest się w obcym kraju i człowiek jest zmuszony do komunikacji w obcym języku.
Podobnie myślę, jak z walką z własnymi problemami, tymi w głowie. Albo można próbować coś z tym robić, albo czekać, aż ktoś przyjdzie i naprawi. Wiadomo, czasami ktoś przyjdzie, zaopiekuje się i będzie pomagał, jeżeli ma jakiś syndrom ofiary i "lubi" się poświęcać.
Ja nie czekam, aż ktoś mi pomoże. Próbuję codziennie wgryzać się w rzeczywistość, robiąc w niej dziury, jak mysz w serze. Próbuję przegryźć te niewidoczne kraty lęku, które mnie ograniczają. Nie jest powiedziane, że mi się to uda, ale też nikt nie powie, że się nie da. Jest sporo przykładów, gdy ludzie zrobili coś, co ktoś inny uznałby za nierealne. Uciekli z jakiegoś gulagu, albo weszli na jakiś szczyt górski, bez pomocy dziesiątki sherpów i iluś tam butli z tlenem.
Do tego trzeba codziennej pracy, samo nic nie przyjdzie. Dla mnie moje lęki, to jak szczyty górskie, na których brakuje tlenu, tak, że zaczynam się dusić, albo jak pustynia, której końca nie widać. Czuję, że się palę od środka, ale wiem, że nic mi nie da siedzenie w małej oazie, bo kiedyś będę musiał ją opuścić. Więc biorę głęboki oddech i wsłuchuję się w moją przeszłość, w to, co się mojemu wewnętrznemu dziecku zdarzyło. Szukam drogi, codziennie.

Myślę, że jest nieco lepiej. Wczoraj siadłem do biurka, z mocną herbatą, bo to pomaga i coś tam porobiłem, co miałem zrobić. Ze sterty papierów zniknęło parę dokumentów. Wiadomo, chciałbym siąść i zrobić wszystko na raz, uporządkować mieszkanie, a nie oglądać seriale. Ale, co z tego, że bym chciał, jak zaczynam się dusić, gdy próbuję coś zrobić. Uczę się po prostu siadać i wsłuchiwać przez chwilę w siebie samego, zamiast uciekać, w seriale. Wsłuchać się w to uczucie, które mi mówi "uciekaj" i w to, które mi mówi "wcale nie chcesz uciekać". Ucieczka, to w seriale, w sypialni. Robienie czegoś, to często proste rzeczy do zrobienia, albo też porządki w papierach, czy w domu.
Na czym polega to, że uciekam? To nawet nie myśl, to coś, co jest w mojej głowie, jakaś ulotna emocja. Ale wiem, że kiedyś chciałem się zabić, codziennie. Teraz nie myślę o tym, czy bardzo rzadko. Czyli jest lepiej. Szukam, więc może coś nowego znajdę. Może coś zniknie, jak te myśli samobójcze, może coś się zmieni. Nie wiem, ale myślę, że nie o to chodzi. Myślę, że chodzi o przezwyciężenie wewnętrznej bezradności, uczucia, że nic się nie da zrobić zmienić. Te emocje, to stara część mózgu. Logika, nowa część, mówi, że wiele się da, wiele można odkryć. Tyle, że emocje są czasami silniejsze.
Możliwe, że mam w pewnym sensie prościej, łatwiej mi zauważyć bezsens niektórych emocji, bo są one tak abstrakcyjne. Takie pokręcone, jak moje dzieciństwo. I wiem, że musiałem stać na baczność, bez ruchu, nie wolno mi było się bronić. Dlatego może łatwiej mi pewne rzeczy zrozumieć, może. Ale nie jest to wszystko takie proste. Bo gdyby było, to bym nie miał z tym problemów ;) Ani inni, jak choćby tych parę tysięcy, która popełnia samobójstwo i dziesiątki tysięcy uzależnionych o różnych używek, alkoholu, narkotyków. To ich styl ucieczki od tego świata. W sumie, to dobrze, że nie piję. Uciekanie w sport, czy kofeinę chyba trochę lepsze, a na pewno lepsze od crystal meth.

Komentarze

  1. A dlaczego niektórzy zostawiają maila, na którego nie można wysłać wiadomości...? :-P Oj, yellowish, nieładnie! ;-)
    Cieszę się, że nadal walczysz. Nie jest łatwo, wiem. Ale chyba trzeba...
    Pozdrawiam Cię :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo im się nie chce zaglądać do skrzynek mailowych, których nie używają ;)
    Rzadko podaję swój osobisty adres mailowy, mam też inne, mniej osobiste, ale ... musiał bym się logować, żeby te skrzynki sprawdzać ;) Przyznaję się bez bicia :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten,który podajesz podczas wpisywania komentarzy w ogóle odmawia wysłania wiadomości do Pana,proszę Pana Yellowisha :-P Co tam z tą Australią? :-) lecisz?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że ten email, który podaję nie działa, mam jeden anonimowy, działający, ale muszę go najpierw znaleźć ;)
    Co znaczy, czy lecę do Australii? Najmniejszym problemem jest polecieć do Australii, to też nie jest moim dylematem. Pytanie tylko, jak długo tam zostanę i jak to sobie w głowie poukładać, żeby nie wylądować pyskiem na lęku ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!