Wolę smutek od lęku. Jak bije, to kocha?

Budzę się rano i czuję smutek. Robię parę ćwiczeń, a smutek jest ciągle ze mną. Jakaś część moich myśli mówi mi, że to tylko smutek, że pewnie moje wewnętrzne dziecko jest smutne. To znaczy, że jakiś schemat z przeszłości się włączył. Fakt, smutne to może, że jestem sam, że mam tyle problemów, czasami z bardzo prostymi sprawami, jak napisanie jakichś maili, czy wyrzucenie paru starych rzeczy. Nie mówię tu już o uczuciu niepokoju, czy nacisku, na klatce piersiowej, albo fal gorąca. To po prostu lęki, które mi przeszkadzają.
Ale wracając do porannego smutku, który może zaczął się wczoraj wieczorem, nie wiem dokładnie. To ten smutek mi mówi, że jest mi źle. I tyle. Nie dusi mnie on. Nie ignoruję go, ale też nie wsłuchuję się specjalnie w to, co on mojej logice chce powiedzieć. Robię moje brzuszki, czy inne, bo wiem, że emocje przychodzą i przechodzą, niektóre po prostu z przeszłości. Więc po prostu muszę iść dalej, robić swoje, nie słuchając tego, że mówię mi, że nie daję sobie rady, że coś tam jest bez sensu, to znaczy, może nawet moje życie. Traktuję ten smutek jak złą pogodę. Jak pada, czy jest minus dwadzieścia, to nie ma sensu załamywać rąk, siadać w kącie i płakać, ale trzeba po prostu znieść ten chłód, czy wilgoć i starać się robić swoje. Nie, żebym miał jakiś określony cel. Po prostu chcę się trochę wyzwolić od blokujących lęków, od tego, że ciągle uciekam. Chciałbym trochę pożyć, tak normalnie. Czy mi się kiedyś uda, tego nie wiem. Ale to nie ma chyba aż takiego znaczenia, po prostu walczę z lękami, moimi barierami i przeszkodami, głównie tymi w mojej głowie i staram się jakoś żyć, szukając drogi, czy metod, by zyskać więcej swobody.

W sumie, to wolę smutek od lęku. Smutek mnie tak nie blokuje, wydaje mi się, nie jest tak nieprzyjemny, jak duszenie się, czy zamieszanie w głowie spowodowane lękami. Gdy się duszę, to czuję się, jakbym był w skafandrze płetwonurka, jest jakoś duszno i gorąco. Niby wszystko jest w porządku, ale jakby jakieś odległe i trudne do schwytania, w ciężkiej rękawicy nurka.

Wczoraj byłem na paletkach. Może mi było smutno, że nie jestem w pierwszej, czy drugiej drużynie, bo akurat mieli wczoraj spotkanie. Trudno powiedzieć. Dzisiaj idę na ściankę. Brakuje mi chyba kogoś bliskiego, co w sumie jest normalne. Stresuje mnie myśl o Australii. Nie wiem, tak do końca, dlaczego tam chcę jechać. Ale wiem, że chcę znowu spróbować coś zmienić i wiem, że moje lęki mi oczywiście mówią "nie rób nic, schowaj się", niezależnie od tego, że mnie codziennie duszą. PTSD na tym polega, że ma się flashbacki. Czy w ogóle, nie tylko w PTSD emocje wmawiają coś tam logice i człowiek sobie racjonalizuje, wmawiając sobie, że jak mąż bije, to znaczy, że kocha, ale on nie potrafi inaczej.

Pisujemy sobie po parę zdań na tydzień, z NB (narkotyk B). Ale to też się zmieniło. Myślę, że ona powoli przestaje być narkotykiem, logika w mojej głowie tak jakby dochodziła do głosu, chyba.

Komentarze

  1. Ja też wolę smutek, nie znoszę lęków. Niestety bywa, że w życiu będąc w tłumie bywamy bardzo samotni. Ja wtedy wybieram jakąś ciekawą książkę i zupełnie się wyłączam, jak już mam dość siedzenia w domu idę do przyjaciółki wygadać się i wtedy troszkę lepiej jest. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. To może też trochę zależy od tego, jak na ludzi smutek działa, czy jak im lęk, czy smutek przeszkadza.
    Ale może też ludzie bardziej nie lubią lęków, bo te są pewnie bardziej ograniczające. Bo mało kto nie wyjdzie z domu dlatego, że jest smutny, bo można iść smutnym na zakupy, ale jak człek się boi wyjść z domu w ogóle, jak mój sąsiad, to ma trochę przechlapane. Chociaż on też wychodzi, ale na pewno ma z tym kłopoty.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!