Iść po prostu dalej

Coś mam ostatnio wahania nastroju. Lęk się pojawia i ściska mi trochę klatkę piersiową. Razem z nim niepewność i trochę bezradności, w stylu, "po co to", "nie dam rady", "i co dalej".
Tak się przyglądam tym emocjom i myślom, próbując coś z tym zrobić. Staram się nadal robić moje ćwiczenia poranne, to daje mi świadomość, że się nie poddaję, że mam kontrolę nad tym co robię.
Tak mi się skojarzyło dzisiaj, że w dzieciństwie nie mogłem sobie, ot tak, książki czytać, będąc w domu.
Bo dzieci to "darmozjady", więc jedynym sensownym zajęciem dla nich to albo nauka, albo robienie czegoś pożytecznego. Jak na przykład układanie desek, których ojciec nazbierał sporo, prostowanie gwoździ, czy czyszczenie roweru mamie. Nie licząc pomagania staremu przy samochodzie.
Z prostowaniem gwoździ to nie żart. Siedziałem sobie przed garażem, miałem metalową kostkę i prostowałem je młotkiem, kładąc na tej kostce. Stary był wtedy zadowolony, a ja miałem w miarę spokój, bo się nie czepiał.
Nie muszę tu dodawać, że chyba nie byliśmy aż tak biedni, bo z tego co pamiętam, to stary zbudował drewnianą motorówkę i żaglówkę kabinówkę. Cała rodzina przy tej ostatniej pomagała. Nawet chyba ze dwa razy na niej pływałem.

Zdaję sobie z tego sprawę, że mam sporo namieszane w głowie. Takie traktowanie pozostawia ślady. Niby wiedziałem, teoretycznie coś takiego jest i zdarza się innym, ale co to miało ze mną wspólnego?
Ja po prostu byłem dziwny, a źle mi było, bo tak się zdarza, pech. Poza tym, to świat był zły i gdybym miał dziewczynę, taką, wymarzoną, to wszystko byłoby dobrze. Więc mogłem żyć i czekać na zbawienie. Tak jak stary mówił "czekasz na zbawienie?", gdy coś miałem zrobić. Czasami pomógł mi kopniakiem, zakończyć to czekanie. Ale najczęściej wystarczył ton jego głosu.

W każdym razie gdy mam teraz dołki, to co z tego. Tak już jest, mówię sobie. Gdy mnie coś blokuje, to jakoś łatwiej zdaję sobie z tego sprawę i staram się przyjrzeć temu, co się ze mną dzieje. Łatwiej mi to przychodzi niż kiedyś, gdy mnie fale emocji porywały i nie pozostawiały czasu na myśli.

Od dwóch dni nie mam kontaktu z NB (narkotyk-B) i chyba lepiej się przez to czuję. Mniej smutku, takie mam wrażenie, łatwiej mi być po prostu tutaj. Bo dlaczego mam się przejmować kimś, kto mnie olał, ma z kimś innym dziecko. Co z tego, że się rozstali, co to ma ze mną wspólnego? Ona wcale się nie zadeklarowała, że coś ode mnie chce. Ale, emocje, tak to bywa. Logika swoje, one swoje.

Samotność, bezradność, lęki. Tak bywa. To trochę jak jeden z fizyków w DVD o kosmologii powiedział. "Jedyne co możemy robić, to po prostu iść dalej, szukać i próbować. To nas może trochę dalej poprowadzić." Więc gdy nic nie ma sensu i cały jestem senny i ociężały, to idę po prostu dalej, albo staram się. Choć nie zawsze to takie proste.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!