Technika i kondycja na złe dni
Tak sobie czytam notki jednej dziewczyny, która się tnie, ma myśli samobójcze i pisze, coś tam. Poza tym, to mam wrażenie, że nie dotarło do niej, że musi nad sobą pracować, a raczej ma pretensję do całego świata, to znaczy, do psychologów, czy psychiatrów, że łaskawie nie ruszą d... i jej nie wyleczą ;)
Ten blog to dla mnie w pewnym sensie ostrzeżenie. Kiedyś coś tam jej napisałem, ale zauważyłem, że ona gra w "grę", w stylu, pokażę wam, jak mi jest źle i że nikt mi nie potrafi pomóc.
Dlatego po przeczytaniu takiego bloga, myślę sobie, że dobrze, że walczę, bo posuwam się do przodu. W sumie, to przyzwyczaiłem się do tej walki. Walczę jak mi jest dobrze, żeby mieć technikę i kondycję na dni, jak jest mi źle.
To trochę jak z medytacją, czy innymi technikami mającymi pomóc. Ludzie często zaczynają się ich uczyć w momencie stresu, gdy jest o wiele trudniej. Gdy im lepiej, to sobie odpuszczają. Narzekają przy tym, że to nic przecież nie pomaga.
Może i się wymądrzam, ale czasami nie mam cierpliwości do takich rzeczy. Może dlatego, że za bardzo siedzę w moim temacie. Chociaż, czasami jest mi też trudno kogoś uczyć czegoś, co ja dobrze umiem, nie mówię to o paletkach, to mogę każdemu godzinami pokazywać, niezależnie od płci ;)
Nie uważam też, że mam rację, ale nie mam cierpliwości do ludzi, którzy sami mało co robią, ale mają dużo pretensji, ale nie każdego muszę lubić.
Czasami wymienimy coś sobie, z NB (narkotyk B). NB jest seksy, to mnie może przy niej czasami myślami trzyma, a może coś innego, trudno wyczuć, wiadomo, mam trochę namieszane w głowie.
Jestem tutaj, w Australii i "musiałbym" coś robić, coś zwiedzać, takie mam wrażenie. Ale ja tu nie jestem po to, żeby coś zwiedzać, to nie ma najwyższego priorytetu. Przyjechałem między innymi dlatego, żeby się z moimi lękami zmierzyć, żeby mieć świadomość, że im się nie poddałem, bo bałem się tu przyjeżdżać. I pracuję tu nad sobą, to jest dla mnie najważniejsze. Bo gdy dobrze się czuję siedząc w kafejce, wracając do dzieciństwa, gdy równocześnie czuję się bezpiecznie wśród ludzi, to po co mam gdzie indziej jechać, gdzieś w góry, czy nad morze, czy coś.
Walka z lękami, bezradnością, z reakcją ucieczki, to kosztuje trochę energii, ale uczę się tego.
Ten blog to dla mnie w pewnym sensie ostrzeżenie. Kiedyś coś tam jej napisałem, ale zauważyłem, że ona gra w "grę", w stylu, pokażę wam, jak mi jest źle i że nikt mi nie potrafi pomóc.
Dlatego po przeczytaniu takiego bloga, myślę sobie, że dobrze, że walczę, bo posuwam się do przodu. W sumie, to przyzwyczaiłem się do tej walki. Walczę jak mi jest dobrze, żeby mieć technikę i kondycję na dni, jak jest mi źle.
To trochę jak z medytacją, czy innymi technikami mającymi pomóc. Ludzie często zaczynają się ich uczyć w momencie stresu, gdy jest o wiele trudniej. Gdy im lepiej, to sobie odpuszczają. Narzekają przy tym, że to nic przecież nie pomaga.
Może i się wymądrzam, ale czasami nie mam cierpliwości do takich rzeczy. Może dlatego, że za bardzo siedzę w moim temacie. Chociaż, czasami jest mi też trudno kogoś uczyć czegoś, co ja dobrze umiem, nie mówię to o paletkach, to mogę każdemu godzinami pokazywać, niezależnie od płci ;)
Nie uważam też, że mam rację, ale nie mam cierpliwości do ludzi, którzy sami mało co robią, ale mają dużo pretensji, ale nie każdego muszę lubić.
Czasami wymienimy coś sobie, z NB (narkotyk B). NB jest seksy, to mnie może przy niej czasami myślami trzyma, a może coś innego, trudno wyczuć, wiadomo, mam trochę namieszane w głowie.
Jestem tutaj, w Australii i "musiałbym" coś robić, coś zwiedzać, takie mam wrażenie. Ale ja tu nie jestem po to, żeby coś zwiedzać, to nie ma najwyższego priorytetu. Przyjechałem między innymi dlatego, żeby się z moimi lękami zmierzyć, żeby mieć świadomość, że im się nie poddałem, bo bałem się tu przyjeżdżać. I pracuję tu nad sobą, to jest dla mnie najważniejsze. Bo gdy dobrze się czuję siedząc w kafejce, wracając do dzieciństwa, gdy równocześnie czuję się bezpiecznie wśród ludzi, to po co mam gdzie indziej jechać, gdzieś w góry, czy nad morze, czy coś.
Walka z lękami, bezradnością, z reakcją ucieczki, to kosztuje trochę energii, ale uczę się tego.
Dobrze, że walczysz. Po każdej traumie można żyć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, też uważam, że dobrze, że walczę :)
OdpowiedzUsuń"Po każdej traumie można żyć", dziwne, że nie dociera to do tych parudziesięciu tysięcy osób, które jednak popełniają samobójstwo, co roku, po różnych traumach ;))
Wiadomo, można żyć, po każdej traumie, ale czasami się wygrywa, czasami przegrywa ;) Jak na pogotowiu. Gdyby pacjent zaczął się leczyć wcześniej, gdyby go wcześniej przywieźli, gdyby nie miał tak słabego serca, ... ;)
Wiadomo, trauma najczęściej nie pozostawia zmian fizjologicznych, na ciele, nie licząc zmian w mózgu, patrz ciałko migdałkowate i takie tam. Ale większość naszych problemów, tak naprawdę, to jest urojona. Bo dopóki mamy co jeść, co pić, nie zagraża nam bezpośrednie zagrożenie życia, mamy z kim się rozmnażać, to w czym problem? ;)
Pozdrawiam :)