To po prostu bezwładność, PTSD i dołek.

Obudziłem się rano i czułem niepokój. Trochę trudniej mi się wtedy oddycha, jestem jakby wewnętrznie skrępowany. Moje myśli krążą trochę nieporadnie, co chwilę pojawiają się pytania w stylu: „co, po co, dlaczego”.
Czuję się sam, nic nie ma sensu. Co mam robić? Czy zawsze będę sam? A może powinienem robić coś innego. Wrócić do „normalnej” pracy?
To ostanie może też dlatego, że w nocy napisała do mnie jedna znajoma z pracy, że chodzą pogłoski, że zaginąłem. „Miło by się było do niej przytulić”, pomyślało mi się. „Ale ona chyba akurat nie dawno wyszła za mąż”, przypomniała mi druga myśl. „Co z tego”, mówi trzecia. I tak w kółko.
Teraz siedzę w kafejce, przy dosyć głośnej ulicy, co mi nie przeszkadza, może to przepędza trochę moje lęki. A może kawa i obecność ludzi pomaga, w każdym razie łatwiej mi się oddycha.


Akurat spadł krótki deszcz. Teraz znowu może wyjdzie słońce, a przynajmniej przestaje już padać. Jak ktoś kiedyś powiedział, jak deszcze pada, to wydaje się, że nigdy nie przejdzie, gdy człowiek siedzi w tym dole. Mimo, że wie się o tym, że znowu zaświecie słońce, to emocje mówią co innego.


Rozglądam się za dziewczynami, czyli, jak zwykle, zawsze jest jakaś, za młoda, za coś tam, która kiedyś wstanie i pójdzie. Chociaż, zdarzyło mi się już poznać dziewczyny w kafejkach.
Znajduję jakiś rytm dnia, przez śniadanie, naukę słówek, pisanie.
Przez parę sekund czułem lęk przed tym, co mam robić po południu. Dziwne, myślę sobie, w tym samym momencie, czego tu się bać?
Może czuję lęk przed tym, że tracę czas, że musiałbym coś robić, choć nawet nie wiem co. Jechać gdzieś, coś zwiedzać, zarabiać pieniądze? Lęk, że nie będę w stanie nic robić?
Co powiem, jak ktoś mnie zapyta, czy widziałem egzotyczne zwierzęta, gdzie byłem?
Co mam powiedzieć „Nigdzie, chodziłem do kafejek, czasami na bilarda”?
Chociaż, w niedzielę byłem się wspinać, w środku miasta, potem biliard, w poniedziałek próbowałem z mniejszym, czy większym powodzeniem surfować. Raczej to pierwsze. A wczoraj byłem na paletkach. Organizacyjnie, to jest to czasami trochę bez sensu, tutaj. Nawet nie mają pryszniców w hali sportowej Standardy jak w Polsce 30 lat temu. Choć wtedy już chyba wszędzie były prysznice. Tu się chyba też tak nie przebierają po sporcie, bo po co, ciepło na zewnątrz, mrozu nie ma.    Przyjemna jest myśl, że nie chcę się zabić. Po dziesiątkach lat, gdy myślałem o tym codziennie, po części jako o rozwiązaniu moich problemów, miło jest tak nie myśleć. Przeszło mi wprawdzie dzisiaj przez głowę, gdy byłem na dnie dołka, że mógłbym się zabić, ale równie szybko ta myśl zniknęła. Wnioskuję z tego, że jest mi lepiej niż kiedyś.

Mam wrażenie, że najbardziej brakuje mi dziewczyny. Ale nie ufam tej emocji. Wiem jak to jest, gdy z kimś jestem. Wtedy muszę robić rzeczy, których czasami nie potrafię zrobić.
Ale tak do końca, to nie wiem, dlaczego jestem sam.

Rano, gdy czuję ten niepokój, to nie reaguję już może tak jak kiedyś, gdy mu się bardziej poddawałem. Gdy leżałem plackiem i kończyło się na oglądaniu seriali, czasami cały dzień. Teraz rano staram się po prostu robić swoje, parę ćwiczeń, co drugi dzień bieganie, kafejka.
Ćwiczenia poranne są minimalne, ale pomagają one w wybiciu się z tego ołowianego stanu bezwładu, popychają silnik do przodu, jak korba ręczna, widziana na starych filmach. Zakręci się i motor robi brum, brum. Albo jak linka do silników w motorówkach. Akurat mi się przypomniało, że kumpel tutaj ma motorówkę. Mógłbym się wybrać na narty wodne, czy na wakeboard, bo tego ostatniego jeszcze nie próbowałem.
Ale gdy mam taki dołek, to trudno jest wtedy myśleć, że może być lepiej, że można gdzieś jechać nad morze. Można, tyle, że po co, jak człowiek i tak się tam będzie dusił i patrzył, męczył, widząc tyle dziewczyn i będąc sam.
Wszystko jest szare, beznadziejne, ciężkie i bez sensu. Teraz łatwiej mi się o tym myśli, jak się z tego porannego dołka trochę na zewnątrz wydrapałem, na świeże powietrze.

Gdy myślę o dziewczynach, to od razu wpada mi do głowy „i co dalej”, nawet nie miałbym gdzie jej zaprosić, bo mieszkam u B. Nie mówię tu już o wielu innych „powodach”, dla których nie miałbym kogoś spotkać, czy z kimś się umówić.
Tak, jakby to przeszkadzało, że mieszkam u B. Mam pokój z łazienką, duży mieszkalny pokój, z otwartą kuchnią, używamy wspólnie. B jest też raczej samotnikiem. Nie pamiętam kiedyś ktoś u niego, czy u nas ostatnio był. Spotkało się dwóch wilków morskich, raczej morsów.
B jest kontaktowny, ma trochę znajomych, ale chyba nie aż tak wiele, bo nierzadko wieczór kończy się na tym, że idziemy grać w biliarda, gdzie przynajmniej jest ładna chińska obsługa.


Muszę zbierać i pielęgnować dobre wspomnienia, wywoływać je wtedy, gdy jestem gdzieś w ciemnej dziurze, takiej, niby bez wyjścia.
Muszę pracować dalej, nad moimi lękami, próbować coś napisać, do końca. Nie chodzi mi o to, że oczekuję, że coś ciekawego napiszę, traktuję to bardziej jako ćwiczenie. Piszę o dzieciństwie, o lękach. Staram się wracać do tego, co było, zrozumieć, co się ze mną dzieje i co z tym robić.
Połączyć emocje z wydarzeniami, żeby za mną nie goniły, jak złe duchy.


Staram się iść do przodu, krok po kroku, mam wrażenie, że czasami po omacku. Może powinienem skoczyć do przodu? Ale już parę razy wylądowałem na ryjku, więc, wolę teraz spokojniej. Co do mew, to doczytałem się, że nie tylko mnie się coś takiego przytrafiło, że mnie dziabnęła. To w dużej mierze sprytni turyści tak je dokarmiają, by móc zrobić zdjęcie z bliska, że one się do tego przyzwyczaiły. Głupie nie są. Nie mówię już o „miłośnikach zwierząt”, którzy z miłości dla zwierząt, a dokładniej mówiąc, to z głupoty, dokarmiają różne ptaki wodne. To znaczy, najczęściej jakieś mewy, czy kaczki. Kończy się to czasami zmianami w ekosystemie. Ale, to miło dokarmiać starym chlebem jakieś ptaki i czuć się jak król dobroci. Patrz też gołębie w Krakowie. W niektórych miejscach turystycznych w Niemczech zabronione jest dokarmianie pod groźbą grzywny. I powoli to chyba skutkuje, choć potrafię sobie wyobrazić oburzenie dobrych ludzi, gdy muszę karę zapłacić, za swój, w sumie, to egoistyczny instynkt.


NB (narkotyk-B) mi odpisała na moje „Miłego dnia” z wczoraj.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!