39 w cieniu

Rano jak zwykle, niepokój pomieszany ze smutkiem. Obudziłem się koło 4.45, bo już się wtedy ptaki zaczynają drzeć. O ile odgłosy wydawane przez wrony, papugi i inne kraczące, gwiżdżące i skrzeczące stwory ze skrzydłami nazywać śpiewem, to ptaki zaczynają śpiewać przed piątą.
Nie zamykam drzwi balkonu na noc, bo bym się czuł jak w beczce, z której ktoś jakiś czas wcześniej wrzątek wypuścił.
Zresztą, i tak chciałem wstać wcześniej, żeby iść pobiegać. Poza tym, to nawet lubię tak sobie rano poleżeć i pomedytować nad sensem
i bezsensem moich smutków i innych emocji.

Chodzę biegać i ćwiczyć rano, bo mi to dobrze robi, jestem przez to chyba spokojniejszy. Gdy dobiegam na placyk ćwiczeń, to przed pierwszym ćwiczeniem siedzę na czymś w rodzaju krzesełka. Za każdym razem zastanawiam się, czy to ma sens, te ćwiczenie i w ogóle. To znaczy, jakiś głos w mojej głowie się zastanawia.
Inny głos mówi, "dobra, możesz się zastanawiać, ale w sumie, to chodzi o to, żebyś coś robił, nawet nie tak ważne co, byle nie chował się do kąta, czyli uciekał".
"Poza tym, to nie chcesz wyglądać jak worek z kartoflami". Ten ostatni argument też mi się chyba wydaje ważny, choć nie wiem w sumie dlaczego. Może dlatego, że zawsze chciałem mieć 6-pack, a prawie, że nigdy nie miałem. No, może raz w życiu, ale wtedy byłem przez miesiąc na obozie sportowym. Teraz mam tylko 2-pack, chyba dlatego, że za bardzo lubię miód i orzechy :)
Więc robię te ćwiczenia i potem lepiej się czuję. I następnego dnia, to samo.

Z dziewczynami trochę inaczej, bo patrzę na nie, jak pliszka na szpaka, czasami coś tam zagadam, ale jakoś nie mam żadnej. Myślę sobie czasami o NB (narkotyk-B), to znaczy, codziennie i jakoś tak żyję. Pluję sobie w brodę, bo brakuje mi kogoś, do przytulenia się. Z drugiej strony, to chyba nie jest mi aż tak źle, skoro nie próbuję znaleźć nikogo przez internet, lub wieczorem gdzieś w knajpie. Czyli, w odróżnieniu od ćwiczeń, to mało coś robię w tym kierunku. Mam wrażenie, że gdy która się za bardzo zbliży, to ja uciekam, ale chyba mi się tylko tak wydaje.

Nie chodzę jeszcze na sport, bo mnie ciągle łokieć boli, choć jest lepiej. Tak, to na pewno pojechał bym posurfować, albo na paletki.
Za to jeżdżę rowerem do kafejki, czy do biblioteki. Do biblioteki, to mam chyba z 15 minut rowerem, nie całkiem po płaskiem.
Dzisiaj siedziałem najpierw w klimatyzowanej kafejce, od 10, chyba, a potem wyszedłem, może po półtora godziny, na zewnątrz.
Buchnęło trochę gorącem, poczułem się jak w saunie. Z tą różnicą, że w sanie nie ma wiatru, tu był, w dodatku gorący, tym bardziej, gdy wyjechałem na czteropasmową asfaltową drogę. Zapowiadali na dzisiaj 40C. Myślę, że na tym asfalcie, w słońcu, to można by było nie tylko jajka, ale jakiś stek usmażyć. Zjechałem na chodnik, bo tam chłodniej i bez problemów dotarłem do biblioteki. Do takiego wiatru, to się można nawet przyzwyczaić, może on coś tam chłodzi, w każdym razie wcale nie czułem, żebym się pocił. Dopiero jak wszedłem do centrum handlowego, gdzie była biblioteka, to zobaczyłem, że pojawiają się ciemne plamy na koszulce, na brzuchu. "Dobra", myślę, "pójdę do biblioteki, tam zawsze taka klima, że marznę, to nie będzie problemu".
Myślę, że mój organizm miał inne plany. Stwierdził, że się za bardzo rozgrzał i zaczął się pocić. Czułem kropelki spływające mi po klatce piersiowej, potem na brzuch, potem inne kropelki na czole, czy gdzieś z boku pleców. Niezależenie od tego, że mrozu w bibliotece nie ma dzisiaj. Ale przeżyłem, koszulka już sucha, a wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, to dobre do ćwiczenia nieśmiałości.
Miałem zapasową koszulkę w plecaku, nie pierwszy raz jadę na rowerze, ale jak się ze mnie leje, to potrzebny zimny prysznic i ręcznik, a przede wszystkim 10-15 minut.
Myślę, że przez to ćwiczenie w parku, mój organizm się już trochę przystosował i po prostu poci się jak głupi. W parku też mam cały czas mokrą koszulkę, całą, co jest nawet przyjemne, gdy wiaterek zawieje.

I tyle, z gorącego kraju, w którym, nawet nie wiem dlaczego jestem. Ale, walczę dalej z lękami.

Komentarze

  1. U nas dzisiaj chłodno i pochmurno. Chłód lubię, ale słoneczka to troszeczkę by się przydało. Upałów i takiego gorąca bardzo nie lubię, bo mój organizm wariuje i jestem nie do życia. Pozdrawiam serdecznie i życzę chłodnego wiaterku.
    P.S Znajdź sobie dziewczynę, we dwoje raźniej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu było wczoraj 40, wieczorem, koło 9, podobno jeszcze sporo ponad 30. Ale dzisiaj jest wiaterek, tak, że tych 30, które teraz są, to nawet nie czuć.

    Co do Twojej rady na temat dziewczyny, to rady, to projekcja własnych doświadczeń ;)
    Więc nie komentuję tego za bardzo, bo wiem, że chcesz dobrze, ale nie do końca się zgadzam z tym, że we dwójkę zawsze lepiej, rzeczywistość też się z tym chyba nie zawsze zgodzi :)
    Słoneczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie zmienia faktu, że dziewczyna, to by mi się chyba przydała, choćby tylko ze względu na seks :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale tak przytulić się do drugiej osoby tez jest fajne , oczywiście do takiej co ją troszkę więcej niż lubisz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem jest też fajnie do takiej, którą się po prostu lubi, to znaczy, wolę się tulić do osób płci odmiennej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak cudnie... ponad 30 stopni... Właśnie zaczął padać u mnie śnieg z deszczem :( Chyba się popłaczę a taki dobry humor mam ostatnio...
    To co Ty tam robisz oprócz jeżdżenia rowerem i łażenia do biblioteki? Zarabiasz tam jakiś pieniądz...?

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudnie, jak cudnie, jak codziennie jest koło 30, a czasami pod 40, to przestaje to być takie fantastyczne :) Człowiek siedzi w domu i się poci ;)
    Ale, jak wiaterek zawieje, to jest nawet przyjemnie :)

    Nic innego oprócz tego nie robię, to czas na popracowanie nad sobą, między innymi moimi lękami.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiem... na dłuższą metę takie upały dobijają. Choć ja się lepiej zawsze odnajdywałam podczas upałów, niż mrozów.
    Aaa... taki URLOPIK :D Taki to ma dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wczoraj akurat gadałem z facetem, który z całą rodziną przez rok po Australii jeździł.
    "Urlopik" może mieć w sumie każdy, ale większość woli wydawać pieniądze na chodzenie po barach, ubrania, czy plazmę ;) Nie mówię teraz o Tobie :P
    A gorąc i słońce, jak jest 30C codziennie, albo i więcej, to faktycznie staje się trochę nudne ;)
    Tym bardziej, że mam jeszcze uszkodzony łokieć i nie mogę sufować, a na plaży się smażyć nie lubię ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!