Walka jak co dzień.

Skoki nastroju, czyli jak zwykle. Ogólnie, to tak sobie jakoś żyję. Nawet mi się pomyślało, że wcale by nie było tak źle jeszcze trochę pożyć. Akurat jadłem coś z wodorostami, iniari się to nazywa, czy jakoś tak, iniari z wodorostami.
Zrobiłem sobie na chwilę przerwę z siedzeniem w bibliotece, z 10 minut. Zawziąłem się trochę na ten chiński, ale nie jestem do końca przekonany, czy mam właściwą technikę uczenia się, pewnie nie. Z drugiej strony, to robię to dla zabawy. Interesujący jest proces uczenia się. Na tym programiku, który mam na komórce ćwiczę sobie rozpoznawanie tonów. Na początku miałem 34 poprawne na 50, bo pokazuje wyniki tylko 50-ciu ostatnich prób. Teraz też tak mam, ale czasami dochodzę do 42:8. Czyli, jak się ćwiczy, to coś wychodzi. Dlaczego z głową ma być inaczej?  To znaczy, z emocjami.

Dla zwolenników mięsa, to wczoraj się dowiedziałem, że Carl Lewis odżywia się wegańsko, czy jak to się nazywa (nie mylić z jaroszami) czyli nie je produktów zwierzęcych. Czy tak się przynajmniej odżywiał, gdy startował na zawodach międzynarodowych. Nie on pierwszy, nie ostatni. Ale wiadomo, prościej jeść mięso, gdy ma się do tego podkładkę "bo się musi".
Ja jem mało mięsa, choć czasami zjem, jakiegoś kurczaka, czy coś, czy jak jestem w gości.

No więc często sobie myślę, że nie daję sobie rady, że jestem sam, nie umiem znaleźć dziewczyny. Gonią mnie te moje lęki.
Ale, tak bywa, przynajmniej z tymi lękami. Walczę z nimi codziennie, na różne sposoby.
Zabawne, tu jest tak gorąco, koło 30C na zewnątrz dzisiaj, że jak siedzę w domu, to nie czuję fal gorąca, tych powodowanych lękiem. Gdy pomyślałem o jednej z rzeczy, które chciałem zrobić, czyli wypisaniu kartki pocztowej, to nie zrobiło mi się gorąco, bo i tak było gorąco. Zacząłem się po prostu pocić.

To w sumie ciekawe, że łapie mnie lęk, gdy mam napisać kartkę pocztową. Ale tak jest prawie ze wszystkim. Nie dzieje mi się tak, gdy sobie piszę, albo uczę się czegoś. Na początku stresował mnie Chiński, może dlatego, że projektowałem to na swoje życie. Coś w mojej głowie pewnie myśli, że jak nie dam rady z chińskim, to nie dam rady z resztą. I tak ćwiczenie tych tonów jest trochę stresujące, jak większość rzeczy w moim życiu. Tak zawsze było, stres. Nie było się gdzie schować, przynajmniej jak byłem w podstawówce. W domu wiadomo, można było oberwać, za egzystencję, w szkole czepiało się mnie paru.
Jak poszedłem do liceum to się to skończyło. Może dlatego, że zacząłem coś tam ćwiczyć i nauczyłem się bronić. Poza tym, w liceum nie było już tylu oszołomów.

W każdy razie to walczę, niezależnie od tego, czy w danym momencie wierzę, że to coś pomaga, czy nie. Choć myślę, że długoterminowo to pomaga. Jak przed ciosami osiłków, tak pewnie uczę się bronić przed bólem emocjonalnym. Mam może mniej wzlotów, ale też mniej upadków. Uczę się też, kiedy sobie odpuścić, jak dzisiaj rano, kiedy coś tam oglądałem na youtube, zamiast coś konkretnego robić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!