Gdy czuję się bezradny

Codziennie rano, albo prawie codziennie, zastanawiam się, po co tu jestem i czy to dobry pomysł. Miałem już parę dobrych pomysłów, jak i też złych, w swoim życiu. Myślę, że każdy ma jakieś tam lęki, to normalne. Tyle, że moje mi chyba bardziej przeszkadzają, biorąc uwagę to, co obserwuję w otoczeniu. Gdy jest się jednak uważnym, to wszędzie zobaczy się jakieś hasło mówiące o pokonywaniu lęków. Już w bajkach bohaterowie walczą ze swoimi lękami. W bajkach mają one postać smoka, czy innego stwora, z którym da się gadać.

Chodzę na tą siłownię, ale coś nie tracę chyba sadła na brzuchu, pewnie dlatego, że za bardzo lubię orzeszki.
Każdy dzień to walka z ociężałością. Gdy wracam z siłowni, to łatwo jest wisieć na kanapie, po śniadaniu. Moje emocje narzucają mi wtedy senność i bezradność. Zastanawiam się, czy nie lepiej było by gdzieś iść do pracy. Tyle, że wtedy przypomina mi się, jak to czasami w pracy było, gdy walczyłem z sennością, czy niemożnością robienia czegokolwiek. Nie mam ochoty na coś takiego, więc próbuję walczyć teraz, wracając do dzieciństwa, próbując poznać moje lęki lepiej, a nie tłumić ich uczucia kawą.

Mam listę "to do", ale coś mi nie idzie odrabianie jej. Piszę o dzieciństwie, próbując wrócić do tych emocji, lęków, z przeszłości. Czas w kafejce to czas pisania.

Ostatnio coś gorąco. Wczoraj pojechałem jeszcze na rowerze do kafejki, bo wydawało mi się, że jest trochę wiatru. I było, ale nie w kafejce. W cieniu było koło 30C, właścicielka zapytała mnie, czy na pewno chcę gorącej kawy, może jednak zimną, czyli taką z lodem. Zdecydowałem się na to ostatnie. Było trochę jak w piecu, komputer zaczął mi się rozgrzewać, albo był po prostu nieźle ciepły, czego nie lubię.
Po godzinie pojechałem do biblioteki, starając się nie wysilać, bo w słońcu było jeszcze cieplej. Siodełko, rozgrzane, bo rower stał na słońcu, groziło mi jajecznicą, albo innymi jajkami na twardo. W bibliotece sprawdziłem po jakimś czasie temperaturę, było 35C. To w sumie nie tak wiele, ale czasami ma się wrażenie, że jest jakoś duszno. Więc dzisiaj jestem samochodem i siedzę w klimatyzowanym centrum handlowym. Jest przyjemnie chłodno.

Tak ogólnie, to walczę codziennie, z częścią emocji, mówiących, że nic nie ma sensu, że po co cokolwiek robić. Staram się wyjść z domu, jechać do kafejki. Mógłbym iść do pracy, to znaczy, poszukać jakiejś. W sumie, może na parę dni w tygodniu, dlaczego by nie, pomyślałem sobie. Może bym się lepiej poczuł i łatwiej by mi było wyrobić sobie wizę powrotną.

Wieczorami słychać nietoperze, jak się kłócą o mango, na drzewach sąsiadów. Skrzeczą, tak trochę dziwnie, nie wiadomo jak, trochę jak ptaki, trochę jak koty. Chciałbym im zrobić zdjęcie, ale słabo je widać, poza tym, to są trochę płochliwe. Inaczej chyba niż tutejsze ptaki.

Staram się obserwować, jak to się dzieje, tak w praktyce, że nie odrabiam tej mojej listy "to do". Gdy wracam do domu, to jestem zmęczony, to dobra wymówka. Czasami po prostu surfuję, lub oglądam TV, razem z B, współmieszkańcem, który też ogląda, grając równocześnie w jakąś grę komputerową.
Gdy czuję się bezradny, coś mówi mi, że nic nie ma sensu, to chcę nauczyć się wywoływać te momenty, gdy jest mi inaczej, gdy jestem spokojny. Kiedyś już tak robiłem, starałem się świadomie zapamiętywać  "dobre" momenty, nawlekając je jak paciorki na łańcuszki wspomnień. Wtedy, gdy jest mi źle, mogę przesuwać je, jak moja prababcia robiła z różańcem.
Gdy robię jakieś ćwiczenie, na siłowni, które kosztuje wiele wysiłku i wytrzymałości, to myślę sobie, że o wiele łatwiej mi wytrzymać ból fizyczny, niż tą emocję, która mnie ściska za splot słoneczny, wytwarza ciśnienie w skroniach, powoduje niepokój. Myślę, że to też kwestia treningu, nauczyć się to wytrzymywać.

W tym centrum jest pełno Azjatów. One są szczuplejsze, szczególnie chyba Chinki, czy Koreanki, od Hindusów, czy Indonezyjczyków. Pewnie inna kultura jedzenia. Dużo Australijek jest po prostu grubych. Nic dziwnego, jak tyle cukru, czyli słodyczy to się wpieprza. Wszędzie jakieś napoje z cukrem, na rowerze, to też tu rzadko ktoś jeździ. Na siłowni jest sporo szczupłych dziewczyn, ale te, to chyba codziennie tam są, poza tym, to chyba uważają na to, co jedzą.
Mój wspołmieszkaniec, B, to w ogóle ma szlaban na słodkie i inne takie. O chlebie, czy czymś takim, to już nie wspomnę. Dla niego waga też jest ważna, bo się dużo wspina, też z dobrymi ludźmi. Ładne są te Azjatki tutaj, przeciętnie, to bardziej kobieco ubrane niż białe tutaj.

 

Komentarze

  1. Jak ty możesz funkcjonować w takim upale, dla mnie to koszmar. Chyba tylko leżałabym w cieniu na kanapie. Pozdrawiam z cudownej chłodnej Polski

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że po części, to się człowiek coś tam przyzwyczaja, wentylator też pomaga. Bez wentylatora, to widzę, jak na moich przedramionach pojawiają się małe kropelki potu, a wzdłuż klatki piersiowej spływają inne. Z wentylatorem jest lepiej :) W bibliotece jest klima. Akurat chłodniej się dzisiaj zrobiło, bo rozlało się, a teraz tylko kropi. Nawet chłodno, w krótkich rękawkach, jak wiatr zawieje.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!