Próbuję zmienić moje reakcje emocjonalne.

Analizuję moje lęki, próbuję się do nich dobrać z tej, czy innej strony. Wracam do dzieciństwa, by je trochę lepiej poznać i powiązać je z wydarzeniami. Bo w sumie, to dzieciństwo przeżyłem, jak widać na załączonym obrazku.

Brakuje mi coś kobiecych piersi, których tyle widzę w koło. Wiem, że gdybym miał dziewczynę, to może by mnie już po miesiącu tak nie interesowała, więc aż tak bardzo się nie przejmuję, że żadnej nie mam. Dziewczyna oznacza też stres. Czy przychodził mi on na dobrze? Nie wiem. Wiem, że jak jestem sam, to lepiej sobie radzę z wieloma problemami. Nie ma wtedy chyba takiej presji, że "muszę" coś zrobić, że "muszę" być takim, a nie innym. Możliwe, że część z tego jest tylko w mojej głowie.

Dzisiaj rano kumpelka mi coś napisała, związanego z jakimś drobnym interesem. Poczułem lekką falę niepokoju, który jakby zaraz się schowała, gdzieś głębiej. Bo przejmuję się czasami co ludzie o mnie pomyślą. Choć jest to wybiórcze.

Lęki mnie unieruchamiają. Mam wyuczoną reakcję "udawania martwego". Wtedy uciekam od czegoś, tak, by nie musieć się z tym konfrontować. To raczej by wskazywało na reakcję "ucieczki". Ale próbuję się też konfrontować z tym, od czego uciekam.

Dzisiaj byłem trochę popływać, chciałem dłużej, ale zacząłem z kimś tam gadać, głupio mi było w połowie rozmowy przerwać i pływać dalej.

Po prostu walczę, codziennie. Mogłem iść na targ, połazić sobie, z A i paroma osobami, ale postanowiłem raczej popisać, pouczyć się chińskiego w bibliotece. Takie siedzenie na trawie, picie kawy i zachwycanie się jakąś tam popową, czy rokową muzyką, na to szkoda mi czasu. Nie mówię, że zużywam go lepiej, siedząc godzinami w domu i oglądając jakieś seriale, ale uważam, że ma sens wracanie do dzieciństwa, czy pisanie o moich lękach.

Widziałem ogłoszenie o pracy. Pomyślałem sobie, że mógłbym ją nawet dostać, ale, że nie mam na to jeszcze ochoty. Wracać do pracy i czuć lęki siedząc przy biurku? Potem życie mi się skończy i co mi pozostanie?

Idę jutro na paletki, ciekawe, czy mi znowu łokieć siądzie, bo całkiem w porządku to on jeszcze nie jest. Ciekawe ile ludzi walczy tak jak ja? W pewnym sensie, to o przeżycie, bo mam wrażenie, że gdybym sobie odpuścił, to znalazł bym się kiedy w jakimś sporym dołku. Wiem, bo już tam byłem. Tyle, że po co mam sobie odpuszczać.

Tu płonie busz, to znaczy, w innym stanie. Ostrzegają ludzi, żeby kierowali się ich planem pożarowym i jeśli nie są pewni, to niech już teraz wyjadą, bo potem, to nikt im nie może gwarantować, że im można będzie pomóc. Bo faktycznie, jak się las, czy busz pali, to czasami drogi są odcięte, z powietrza też nikt nie podleci, bo się helikopter zapali.
Ale tu, gdzie ja mieszkam, czyli w mieści, coś takiego nie grozi, bo do najbliższego buszu jest parę kilometrów, a przynajmniej 2.
Siedzę sobie w klimatyzowanej kafejce, jest nawet zbyt chłodno tutaj, pod ścianą gdzie siedzę, wieje chłodem. Na zewnątrz jakichś 28C, ale takich wilgotnych, jest pochmurnie.

Próbuję zmienić moje reakcje emocjonalne, to kosztuje sporo wysiłku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!