Walka z emocjami i szukanie granic możliwości, 22 minuty bez oddechu.

Trudno mi czasami uwierzyć, że to co się dzieje w mojej głowie, to po prostu różne emocje i reakcje. Gdy czuję smutek, to jest to po prostu smutek, trudno sobie powiedzieć "to po prostu wyuczona reakcja, która nie pasuje do teraźniejszości". Chodzi mi o smutek związany z uczuciem bezradności.
Łatwiej sobie powiedzieć "tak już jest, tak pozostanie, nic się nie da zrobić", niż "to tylko chwilowa emocja, możesz ją zmienić".

Myślę, że mnie jest w pewnym sensie łatwiej abstrahować od moich emocji, bo mam PTSD, czyli sporo reakcji w głowie, silnych, które w sposób oczywisty nie pasują to stanu rzeczywistego. Z drugiej strony wiem, skąd one się teoretycznie biorą, z mojego dzieciństwa. Wiadomo, to tylko teoria, ale wiele teorii w sposób dosyć poprawny, choć często niekompletny, opisuje jakiś system. To, że nawet niekompletny opis jest bardzo pomocny, to widać wkoło. Termodynamika też nie opisuje wszystkiego w 100%, co nie przeszkadza w konstruowaniu samochodów, samolotów, czy statków, które dosyć dobrze funkcjonują.

Gdy czytam na jakimś blogu, jak ludzie zmagają się z "samym sobą", równocześnie chroniąc swoje "JA", to przypomina mi się, jak to u mnie było. Też chroniłem to swoje "JA", nie zdając sobie z tego sprawy, że "JA" nie jest niepodzielne. Tak, jak teoria o niepodzielność atomu powodowała lekki zastój w fizyce, tak niepodzielność tego swojego "JA" powoduje, że człowiekowi może być trudniej coś zmienić. Jak zmienić coś, co jest całością?
To jakby mając rower, w którym poszła dętka, próbować go przez czary mary naprawić, nie wiedząc, że można kółko zdemontować i tą dętkę wyjąć i wymienić, czy naprawić. Gdy taki niepodzielny rower się zepsuje, to ludzie chodzą na piechotę. No, może nie najlepszy przykład.
Chodzi mi tylko o to, że czasami warto się dowiedzieć, jak to wszystko w głowie działa, żeby mieć minimalne pojęcie, takie, jak się ma o budowie własnego ciała.
Kiedyś ludzie wsadzali chorych do pieca. To był ich stan wiedzy. Teraz można się z tego śmiać, albo potrząsać głową. Bo co to za ciemnota wtedy była.

Przedwczoraj przypadkowo zobaczyłem program o facecie, który potrafi wstrzymać oddech, dosyć długo. Naoddychawszy się czystym tlenem potrafi nie oddychać przez 22 minuty. To kwestia ćwiczenia i pewnie też predyspozycji genetycznych.  Jest on też dobry w nurkowaniu bez butli. Gdy wynurza się, to nie dyszy, żeby ciężko zaczerpnąć oddechu. Reporter go zapytał, czy jemu tak łatwo, po prostu wypłynąć i spokojnie wziąć pierwszy oddech, po tym, jak nie oddychał przez pięć, czy dziesięć minut. Facet odpowiedział, że każda jego komórka krzyczy o tlen, ale on chce wywołać wrażenie estetyki.
To ten sam facet, który pod lodem 150 metrów przepłynął, ubrany tylko w płetwy i kąpielówki. To się nazywa walka na granicy możliwości.

Nie, żebym też miał ochotę tak nurkować, czy wstrzymywać oddech, choć lubię nurkować i potrafię powoli oddychać. Chodzi mi raczej o to, że można wiele wytrzymać, gdy się to odpowiednio trenuje. Dużo barier istnieje tylko w mojej głowie, wiadomo, nie wszystko się da, cudów nie ma, ale gdzie leżą granice, tego nie doświadczę, zanim nie będę nad tym pracował.
Dlatego też dodaje mi to motywacji do moich treningów do opanowania lęku. To trochę jak u tego nurka, walka z potrzebą oddychania.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!