Walka z lękami.

Staram się iść do przodu, choć mam wrażenie, że stoję w miejscu. W sumie, to pozostała mi do załatwienia wizy powrotna, bez której nie mogę stąd wyjechać. Poza tym, to załatwiłem sobie kartę zdrowotną. Gdy będę wyjeżdżał, to czy mam zatrzymać samochód, który lubię, czy go sprzedać?

Tu w sumie, jak jest się rezydentem, to nie trzeba płacić za wiele świadczeń zdrowotnych, to znaczy, państwo dopłaca do wielu rzeczy.
Za niektóre, jak za dentystę, trzeba płacić samemu, warto wtedy mieć prywatne ubezpieczenie, albo zdrowe zęby.
Dlatego może zdarza się tu widzieć ludzi, którym brakuje jakiegoś zęba. W Niemczech się to raczej rzadziej spotyka.

Moje lęki męczą mnie, powodując, że mam trudności z robieniem wielu rzeczy, nawet bardzo prostych. Jak napisanie jakiegoś oficjalnego listu, czy kupienie części do samochodu. To powoduje oczywiście  uczucie bezradności.
Próbuję się do nich dobierać, w ten, czy inny sposób, albo po prostu realizować swoje cele, niezależnie od tego, jak część mózgu się przed tym broni. Nie mogę polegać na mojej "intuicji", czy "emocjach", bo tak, to bym siedział pewnie w kącie, nic nie robił i źle by mi było. Siedział w kącie, to znaczy, albo oglądał TV, albo głupie seriale, po raz któryś, złoszcząc się, że nic nie robię.  Wiem, bo próbowałem, poddać się emocjom. Kończyło się to na zupełnym rozwaleniu, bólach głowy, wyrzutach sumienia, że nic nie robię. Robiłem się ospały i otyły.
Więc szukam jakiejś drogi, aktywnej, idąc trochę po omacku, jakby pod górkę. Każdy dzień to walka, codziennie coś mnie dusi, raz bardziej, raz mniej. Ale, tak już jest.
Wiem, co mi dobrze robi, odbijanie lotki o ścianę, czy gra w paletki, kontakt z miłymi dziewczynami, surfowanie, czy nauka Chińskiego. Może też pisanie, choć, z tego nic nie wychodzi. Nawet do surfowania muszę się przezwyciężać. Jak wczoraj. "Bo tyle ludzi, bo fale duże". Fakt, było masami ludzi, chyba ze 60 osób, nie przesadzam, tyle, że trochę rozciągniętych. Ale ten niepokój czuję też, gdy jadę samochodem na surf. Łapią mnie wtedy fale senności, albo po prostu czuję się nieswojo. Gdy mi się to uda przezwyciężyć, to czuję się oczywiście lepiej.
Wczoraj też, musiałem do toalety, a nie chciałem się pakować. Musiałem poprosić kogoś przy sąsiednim stoliku, a siedziały tam dwie pary skośnookich, żeby zwrócili uwagę na mój notebook. Takie proste sprawy, a sprawiają mi kłopot. Muszę je ćwiczyć. Nie, żeby bał się do kogoś zagadać, to może bardziej, że wstydzę się, że muszę do toalety, albo nie lubię pytać kogoś o przysługę? Trudno wyczuć.

Lęki to też fale senności, mówiące mi, żebym włączył telewizor, rozsiadł się na kanapie i nic nie robił. To powtórka schematu z dzieciństwa, gdy po prostu czekałem na koniec dnia, nie mogąc wyjść z mojego pokoju, miotany w dodatku emocjami. "Nic się nie da zrobić", tego się pewnie wtedy nauczyłem. Trudno jest taki schemat przełamać, gdy go latami ćwiczyłem, zamknięty w moim pokoju, czy poniżany. Więc szukam swojej drogi, nie tej, do kąta, w którym bym się schował, ale takiej, w której bym na wolną przestrzeń wyszedł. Może spróbować też więcej medytacji?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!