Głos w głowie "Nie dasz rady, przegrasz"

Zauważyłem wczoraj na paletkach, że w połowie gry zaczynam sobie tłumaczyć, czy się przed kimś, czy sobą samym tłumaczyć, dlaczego tą grę przegram.
To nie po raz pierwszy, jak coś takiego się dzieje. Myślę, że dosyć często, szczególnie na paletkach, ale jestem do tego tak przyzwyczajony, że chyba nie zwracam na to większej uwagi.

"Do niczego się nie nadajesz", słyszałem to bardzo często. "Nic z ciebie nie wyrośnie", to inny wariant, podobnie jak "nic z ciebie nie będzie".
Nie zastanawiałem się nad tym specjalnie. Ale wczoraj grając w paletki zauważyłem jak sobie tłumaczę, w połowie gry, dlaczego ją przegramy, bo to była gra podwójna. "bo D jest zmęczony", powiedziałem sobie. Z D wygraliśmy parą meczy na zawodach. W jednym z nich, gdy przeciwnikowi brakowało jednego punktu do wygrania gry, a nam 4, powiedział mi "jeszcze to możemy wygrać". I wygraliśmy. Czyli ma on zupełnie inne podejście niż ja.
Ale tą grę przegraliśmy, mimo, że poprzednią, z tymi samymi przeciwnikami wygraliśmy.

Nie lubię jednak przegrywać, myślę sobie, przynajmniej meczy, które mógłbym wygrać. Często mam wrażenie, że sam sobie podstawiam nogę, moje lęki powodują, że trochę drętwieję i gram dużo gorzej, niż mógłbym. Czasami, choć rzadko chyba, udaje mi się to pokonać. Nawet nie wiem, czy rzadko, czy częściej, na zawodach bywa chyba gorzej.

Muszę się temu głosowi przyjrzeć. Wiem, że czasami jak sobie powiem "chcę to wygrać", to wygrywam, nawet jak źle wygląda. Nieraz się tak zdarzało. Koncentruję się i nagle wszystko zaczyna wychodzić.
Zauważyłem też, że nawet nie wiem, ile razy wygrywam, ignoruję to często, za to wiem częściej, kiedy przegrałem. Może nie liczę tego, ale jest to jakby dowód, że "nie potrafię".

To tylko gra, ale myślę, że podobnie jest w reszcie mojego życia. Ile razy sobie odpuszczam, bo myślę, że nie dam rady. Na egzaminie, czy jak się uczę tego chińskiego. Czasami po prostu przestaję, zamiast kontynuować. Czuję przed sobą jakąś ścianę, szarą, chropowatą, na którą nie potrafię się wdrapać. A może to znowu moja klatka, do której sam wchodzę, bo czuję się tam bezpiecznie, mimo jej ograniczeń?

W każdym razie, to próbuję z tym walczyć, coś z tym robić, uczyć się, jak to zmienić. Dzisiaj rano poszedłem na siłownię. Stałem na korcie i coś mi mówiło "po co to robisz, to nie ma sensu i tak nic nie zmienisz". Zrobiło mi się jakoś smutno, ale zignorowałem te myśli i ten smutek, po prostu robiłem swoje, ćwiczyłem.
Czasami, jak się nie widzi słońca, to trzeba wierzyć, że ono gdzieś tam jest, że deszcz się kiedyś skończy. Wiadomo, przyjdzie pewnie następny, ale, takie jest życie.

Komentarze

  1. Niewiele przeczytałam bo kilka wpisów z 2009 i teraz z maja. Jedyne co odczuwam to złość. I myślę sobie tak nie można. Nie można myśleć że nie ma po co żyć albo że do niczego się człowiek nie nadaje. Trzeba znaleźć jakiś punkt oparcia. Punkt zaczepienia. Czasem sama myślę o tym czy o tamtym ale od razu się opamiętuje nie mogę mam dzieci mam dla kogo żyć i że nie dam światu satysfakcji że udało mu się mnie pokonać. Czasem staczam ciężką walkę ale nie poddaje się i ty też nie możesz. Z tego co gdzieś tam przeczytałam urywkami wiem że jesteś mądrym człowiekiem tylko zagubionym chyba trochę. Zresztą nie wiem wszystkiego nie czytałam nie wiem co się tak naprawdę stało nie mnie oceniać. Jednak fajnie by było gdybyś odgonił od siebie te złe myśli bo one zżerają nas od środka. A co do wiadomości o słodkich dzieciach ich stópkach itp to one naprawdę są słodkie poczekaj aż będziesz miał własne i świata po za nimi nie widział. :) Przepraszam jeśli Cię czymś uraziłam pewnie myślisz biadoli baba a mnie nawet nie zna. I masz racje ale cóż biadolić mi nikt nie zabroni:p

    OdpowiedzUsuń
  2. Złościć, to ja się nie złoszczę ;)
    "Nie można myśleć, że nie ma po co żyć" ;) Problem polega na tym, że gdyby to było takie proste, to pewnie wiele ludzi by to częściej robiło, zamiast popełniać samobójstwo, czy wpadać w różnego rodzaju nałogi.
    Nie wiem, czy kiedyś będę miał własne dzieci, na to na razie nie wygląda ;)
    Ciekawe, co Cię złości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty to wiem że nie ale mnie czasem złości że ludzie się tak łatwo poddają tak często nie wierzą w siebie. Podchodzą pesymistycznie do wszystkiego lub większości. A trzeba cieszyć się życiem i szukać dobrych stron i myśleć że przecież mogło zawsze być gorzej. A może po prostu jeszcze za mało przeżyłam. i Tak naprawde psinco wiem. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihi, myślę, że psinco wiesz na ten temat :P Problem w tym, że wychodzisz z założenia, że ludzie się "łatwo" poddają.
    Popatrz na przykład na weteranów wojennych, to często "twardzi" faceci, którzy jednak przegrywają z wewnętrznymi problemami. Dużo z nich ląduje na ulicy (chyba 80% bezdomnych w USA to weterani, czy coś).
    Nie chodzi o to, co ktoś z własnego doświadczenia zna, ale o pewne mechanizmy. Gdy ktoś się w ogóle nie cieszy życiem, to nie jest tak prosto zacząć się nim cieszyć, myślę sobie. Z różnych względów. To wymaga czasami przebudowy tego, co w głowie, na to trzeba energii. A skąd ją wziąć, jak człowiek nie cieszy się życiem? Nawet bogaci ludzie popełniają samobójstwo, lub uciekają w jakieś leki, na przykład Michael Jackson. Podaję go jako przykład, bo każdy go zna, jak i Hemingwaya, czy solistę zespołu Nirwana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz racje psinco wiem i kłócić się nie będę. Weteranów mogę zrozumieć. Bogaci ludzie hmm zawsze twierdziłam że człowiek bogaty zawsze będzie samotny a co do ludzi sławy to uważam że to nie ich wina sama w sobie tylko tego co ich spotkało. Czasem więcej jest tych złych chwil niż dobrych i się człowiek poddaje chociaż by przez prasę tacy ludzie mają piekło na ziemi nawet nie mogą wysikać się w krzakach albo zwymiotować bo od razu są napiętnowani że brak kultury albo że od razu jest naćpany i nawalony jak nie wiem co . A tak naprawdę (przykładowo) gość miał do wyboru albo zlać się w gacie albo w krzaki. I może po prostu miał jelitówkę i musiał gdzieś zwymiotować. W naszym normalnym świecie jest troche lżej za nami nikt nie biega z aparatem czy kamerą więc nie ma porównania. Tu jak jakaś kobieta zwymiotuje w krzakach to albo pijaczka albo jest w ciąży i publiczność idzie dalej zapomina o tym za dwa dni. Jak facet to albo żul albo zatrucie pokarmowe i tyle. Więc jakoś nie dziwi mnie to że Ci wszyscy sławni ludzie mają tak psychę z oraną też bym miała na ich miejscu.
    Masz rację nie można z dnia na dzień zacząć cieszyć się życiem i jest mi trudno zrozumieć tych których to spotyka ponieważ nigdy mnie to nie spotkało. Zawsze wiedziałam co lepsze dla mnie i wiedziałam mniej więcej jak postępować by było lepiej. Nie potrafie zrozumieć ludzi którzy palą i mówią żę im ciężko rzucić bo ja rzuciłam prawie z dnia na dzień gdy tylko dowiedziałam się że jestem w ciąży. Gdy tylko poczułam że mój związek jest toksyczny zakończyłam go a gdy jako gówniara wplątałam się w narkotyki i biorąc je czułam się świetnie a po nich już fatalnie miałam dziury w pamięci i wracały do mnie jakieś chore wyrzuty sumienia i czułam się jak ścierwo skończyłam z tym tak szybko jak zaczęłam. Myślę że to chodzi o podejście o motywacje o to jak długo już w tym siedzisz i punkt oparcia. Jeśli nie masz żadnego bodźca który Cię do tego by było lepiej zmotywuje to nie masz szans na odbicie się. To prawda że uważam iż ludzie zbyt szybko się poddają bo dla mnie jest mało rzeczy niemożliwych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zarówno u Jacksona jak i Cobaina (Nriwana) pewnie jakąś rolę odegrało mało szczęśliwe dzieciństwo. Cobain mieszkał w wieku 7 lat pod mostami, po rozwodzie rodziców, z tego co pamiętam. Jacksona jego ojciec "trenował".
    Ja na przykład nigdy jako tako nie cieszyłem się życiem, dlatego łatwiej mi może pewne rzeczy zrozumieć ;)
    Moja siostra też nie ma problemów z rzucaniem palenia. Kiedyś więcej paliła, potem rzuciła. Mówi, że ona się nie przyzwyczaja tak do palenia.
    "Cieszenie się życiem", to nie tyle siła woli, ale rezultat pozytywnych i negatywnych momentów, plus jakieś tam dodatki. Szczęście, to też poczucie jakiegoś tam komfortu wewnętrznego, jak go z różnych powodów nie ma, czy ogólnie, życie jest za trudno, czy bolesne, to nie ceni się go za bardzo, bo niby dlaczego? Wiadomo, instynkt samozachowawczy trzyma przy życiu, ale to często na tyle ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!