Głowa, a rzeczywistość.

Dla Australijczyków niedziela to raczej dzień zakupów. Centrum handlowe pełne, o 4 po południu.

Rano budzę się i powtarzam sobie "nic Ci nie zagraża, jesteś bezpieczny". Ciekawe, czy to do mojego mózgu, to znaczy, tego wystraszonego kawałka dociera.
Zanim nie wypiję pierwszej kawy wszystko wydaje się być bez sensu. Potem jest jakoś lepiej, przeważnie, choć nie zawsze.

Wczoraj w domu jakiś bezsens. Dzisiaj poszedłem potrenować na paletki. Przegrałem wszystkie mecze, ale mimo wszystko fajnie było.

Szukam jakiegoś rytmu, czy sensu w życiu. Wczoraj na tych zawodach dzieciaków była jedna z trenerek. Gdyby nie była taka młoda, bo zaraz po liceum, to bym się pewnie w niej zakochał. Ma coś w sobie, uśmiech, spojrzenie, może tą skośnooką urodę?
Interesujące jest obserwowanie moich emocji. Biorą się one skądś, napełniają mnie smutkiem, złością, bezradnością, albo bezsensem. Moja logika często im ulega.
Niech mi nikt nie mówi, że mam się "poddać emocjom". Gdybym im się poddał, już dawno bym nie żył. Ile razy mi mówiły "zabij się, to nie ma sensu".
Każdy dzień to walka. Czasami wygrywam, czasami przegrywam.

Muszę się nauczyć pozytywniej interpretować to co się dzieje. Gdy wczoraj dwie drużyny z mojego klubu wygrały na zawodach, to coś mi powiedziało "Ty to nigdy nic nie wygrywasz", w sensie, taki los, pewnie się do paletek, czy życia nie nadaję.
Ale po chwili mi się przypomniało, że przecież w podwójnej też już miałem drugie miejsce w tym roku, a w rundzie pocieszenia nawet pierwsze. Nie mówiąc o pierwszym miejscu, który mój team wygrał, na jakichś tam innych zawodach.
Moja głowa o tym już zapomniała. Pamięta moje przekonanie "Ja to nigdy nic nie wygrywam, mam pecha, jestem do niczego".
Trudno, każdy ma jakieś życie, moje życie to walka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!