Raz w dołku, raz nie

Tu koło 16.30, a ciągle jeszcze koło 30C. Siedziałem w domu i trochę się ze mnie lało, koszulka robi się lekko wilgotna. Po części to z powodu tego upału, ale może też trochę z powodu lęku? Lęki też potrafią spowodować, że robi mi się gorąco, zaczynam się pocić.
Robiłem coś tam przy komputerze, po części czytając komentarze o tym, co się dzieje w Niemczech i tak dalej. Wymówka, żeby nic nie robić.
W każdym razie udało mi się wyjść z domu. Mało brakowało, żebym tam został. "Nie ma sensu nigdzie iść", mówiło mi coś w głowi.
Ale teraz, gdy tu siedzę, w klimatyzowanym centrum, w kafejce, to cieszę się, że wyszedłem z domu.

Najpierw poszedłem na basen i nawet był wolny, bo ma tylko dwa pasy i kawałek dla dzieci. Popływałem z pół godziny, potem się jakieś rodzinki zwaliły, więc się zmyłem. Pływanie mi chyba dobrze robi. Ogólnie, to sport mi chyba dobrze robi. Trudno mi się tylko na niego wygrać, choć w sumie, to udaje mi się to prawie codziennie.

"Moje problemy są głównie w mojej głowie", myślę sobie. Wiem o tym, ale gdy siedzę w domu, to często nic nie ma sensu. "Zawsze będę sam", myślę sobie. "Nie wiem co dalej", dodaję, a na koniec "nie dam rady". Możliwe, że pomyliłem kolejność. To "nie dam rady", to jakby bezgłośne. W takich momentach, gdy męczy mnie senność, robi mi się gorąco, czy duszno, czy wszystko na raz, wtedy trudno uwierzyć, że może być inaczej, lepiej. No właśnie, to kwestia wiary w danym momencie, bo są też lepsze chwile. Jak jest się w dołku, to warto wiedzieć, że się z niego wyjdzie, w większości przypadków.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!