Uczyć się żyć

Coś ostatnio bardziej przeklinam w głowie. Odpuszczam sobie też może więcej, albo staram się mniej przejmować?
Rano dusiłem się. Byłem śpiący, mimo dwóch kaw. "To lęk", pomyślałem sobie, "to jak choroba, po prostu jest. Nie ma co przed nim uciekać, trzeba tu kombinować, jakby tu iść dalej."
Pooglądałem trochę serialu, żeby się pouczyć Chińskiego. Po którejś tam kawie poszedłem do garażu, żeby poćwiczyć kroki do paletek, bo mam spore braki.
Poruszanie się pomaga. Po jakimś czasie senność i bezwład przeszły, to znaczy, zamieniły się w zmęczenie i ból mięśni. Wolę ten fizyczny ból, niż tą moją bezradność.

Często uciekam w oglądanie TV, ale dzisiaj nie miałem na to ochoty. Wiedziałem, że będę się przez to jeszcze gorzej czuł. Mój mózg jakby to pojął, bo nawet specjalnie nie oponował. To znaczy, ta część mózgu, która mi sprawia problemy.
Teraz siedzę w kafejce. Nie chciało mi się tu przyjeżdżać, ale wiedziałem, że jak pozostanę w domu, to się jeszcze gorzej będę czuł.

Czasami zdaję sobie z tego sprawę, że to lęki mną w danym momencie kierują, ale myślę, że często o tym nie wiem. A nawet, gdy sobie z tego zdaję sprawę, to nie zawsze udaje mi się tą niewidoczną barierę przezwyciężyć.
"Muszę się przyzwyczaić do przegranych, to część życia", pomyślałem sobie dzisiaj rano. Nie mam co tak uciekać przed przegranymi. Będą się zdarzały, zdarzają się, to w sumie normalne. Chodzi tylko o to, żeby dalej walczyć i uczyć się nowych podejść do lęku i życia.
Człowiek się tak wszystkim przejmuje, a  potem "tsak", zawał, albo rak i koniec pieśni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!