Koncentracja i emocje. Deska.

Muszę się skoncentrować na tym, co robię. Nie dawać się tak tym lękom. Mam napisać ważny list, do firmy która spartaczyła remont. To mieszkanie, jak przeklęte. Grzyb, lokatorka nie płaci, co chwilę jakoś remont. A ja tutaj. Kumpel który miał mi pomóc przestał się ozywać. On ma też nierówno pod sufitem. Od roku mi paczkę posyła, a posłać nie może. Miał już wszystko gotowe w lutym. Już nie wiem, czemu nie posłał. Aha, czekał, aż będzie wiadomo z samochodem, bo chciał paczkę samochodem podwieźć na pocztę. Z samochodem stało się jasne dopiero po pół roku, choć do dzisiaj nie mam papierów, że go oddał na złom.
Jego nie potrafię złapać, komunikuję się przez jego partnerkę do paletek. Ale ona, Japonka, to raczej przebojowa nie jest. Już to widzę, jak cichym głosem pyta:
"A.., wysłałeś tą paczkę?". On jej na to jej na to odburkuje: "No przecież zrobię to".
I temat na miesiąc zakończony, aż ja się znowu nie odezwę. Jak się ma takich przyjaciół, to i wrogów nie trzeba.

W każdym razie, postanowiłem rano, że pójdę do fryzjera, bo włosy miałem już masakryczne. Na wszystkie strony.
Fakt, jakiś głos w głowie mówił mi, w szatni na siłowni "jak teraz pójdziesz, to będziesz za późno w kafejce, znowu za późno kawę będziesz pił, idź jutro".
Ten porąbany głos. Ch..wy głos. "Jak jutro pójdę, jak jutro jestem później na siłowni", odpowiada inny głos, logiczny. Więc poszedłem, tym bardziej, że mnie tak nie dusiło.

Rano mnie dusiło. Gdy nie napiję się kawy, to jestem jakiś, bardziej bezwolny, tak, jakbym był zdanie sterowany. Nie potrafię się za nic konkretnego zabrać, może trochę zmęczony, trochę śpiący.
Gdy się napiję kawy, to czasami jest lepiej. Ale też czasami mnie dusi. Jak dzisiaj rano. To trudne do opisania. Tak, jakbym miał deskę w głowie. Nie widać żadnej perspektywy, robienie czegokolwiek kojarzy się z niepokojem. A, że nie ma żadnej perspektywy, to po co się wysilać? Lepiej odczekać, uciec od tego duszenia, w czytanie czegoś na internecie, albo oglądanie czegoś w TV. Wtedy też się duszę, ale mniej, czasami nawet o tym zapominam.
Wiedząc, że ta strategia jest do kitu, staram się jej unikać. Jak dzisiaj. Na koniec wstałem, pochodziłem trochę, włączyłem muzykę, napiłem się drugiej, rozpuszczalnej kawy i nawet pouczyłem paru słówek. Potem naprawiłem torbę sportową, bo jeden pasek był już prawie, że całkiem oderwany i zrobiła się dziura, że jeszcze trochę, a by mi rzeczy zaczęły wypadać. Nie mówiąc o tym, że wyglądało to mało reprezentacyjnie.

Napisałem wczoraj do NB (narkotyk-B), akurat miała końcówkę Mikołaja dla paru dzieci. Wymieniliśmy parę zdań i tyle. Co ja sobie nią tak głowę zaprzątam. Oczywiście, myślę sobie "ja sobie kogoś znajdę, to jej będzie przykro, bo będzie chciała być ze mną".
To tylko oznaka abstrakcyjności niektórych moich myśli, a może ich paradoksalności, spowodowanej tym, że myśli o NB są jak narkotyk. Co jakiś czas czytam, że inni też porównują zakochanie, czy coś takiego, do uzależnienia od narkotyków. To w sumie nic nowego.
Wiadomo, czasami pojawiają się inne głosy "Ona by chciała być ze mną, ale o tym nie wie." Przez te głosy potrafię się lepiej wczuć w różnych wariatów, niż normalnych ludzi. Normalni ludzie są często po prostu nudni. A mieć takie głosy, to cholernie wkurzające, tym bardziej, gdy powodują duszenie się.

Tracę za dużo czasu na ucieczki. Jak tu przebić tą drewnianą deskę, nieoheblowaną, stojącą w poprzek w mojej głowie, zasłaniającą mi świat? Przypominającą mi deski z mojego dzieciństwa, z których musiałem wyciągać gwoździe, by je potem prostować.
Siedzę w kafejce. Większość Azjatek jest zgrabna, albo może mi się tylko tak wydaje.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!