Myśli jak motyle

Mam wrażenie, że kręcę się w kółko, w moim życiu i w moich myślach.
Wyjechałem wprawdzie znowu do innego kraju, coś tam się niby przez to zmienia, ale ciągle jest to jakieś bezkierunkowe. Tak, jakbym odczekiwał. A może uciekał?
Czy starczy życia, żeby parę rzeczy wyprostować?
Może nie starczy, ale z definicji nie o to chodzi. Postanowiłem coś z tym zrobić, więc walczę.

Gdy jestem w domu, to mam wrażenie, że jestem powiązany niewidoczną pajęczyną. Czasami wydaje mi się, że zaciska się ona coraz bardziej. Może oczekuję też jakiegoś pająka, tego z mojego dzieciństwa, starego? Stary był w sumie tchórzem. Jak są damscy bokserzy, tak on był dziecięcym bokserem.
Gdy miałem już paręnaście lat, to mu się kiedyś postawiłem, w sumie, to była to tylko walka na słowa i spojrzenia, bo już mnie wtedy nie uderzył. Bał się może, że mu oddam? A tyle mi się obrywało za dziecka.

Właśnie przez tego poj.ba chyba, mam teraz te lęki. Nic dziwnego, tresował mnie latami. Siostra też nie wyszła z tego obronną ręką, choć na niej się mniej wyżywał.
W domu teraz, niezależnie od tego gdzie jestem, najczęściej nie czuję się dobrze. Coś mnie dusi, albo trudno jest mi się skoncentrować, bo robię się senny, czy zaczyna mi się robić gorąco. Nie, żebym to zwalał na moje dzieciństwo, bo od tej konkluzji długo uciekałem, ale wygląda na to, że stamtąd to się bierze. Mam w domu teraz to, co kiedyś miałem. Lęk.
Tyle mógłbym zrobić, tyle chciałbym zrobić, ale, no właśnie. Muszę się temu przyjrzeć. Jak to się dzieje, że ląduję na kanapie, jedząc coś tam, "obżerając", przełączając TV z kanału na kanał, oglądając coś, cokolwiek, czasami nawet z wyłączonym głosem? Albo że ląduję na internecie i piszę jakieś tam komentarze do gazety internetowej?
Na czym to polega, że te pajęczyny mnie unieruchamiają? Co włącza się w mojej głowie?

Walczę z tym, oczywiście, bo ten lęk jest bez sensu. Poza tym, to czuję go nie tylko w domu, ale czułem często w pracy, gdy miałem jeszcze pracę, nagle zaczynały mi się oczy zamykać. Na przykład wtedy, gdy musiałem się skoncentrować na tym, co mi szefowa mówi, albo coś tam robić, za co nie umiałem się zabrać. Kawa nie pomagała, albo tylko na chwilę, trudno mi było pochwytać myśli.
To jakby próbować łapać motyle na łące, nie jednego po kolei, ale wszystkie, na raz. Człowiek zaczyna biec do jednego, żółtego. Ten ucieka w górę, więc skręcam do drugiego, białego. W połowie drogi zmieniam zdanie, myśląc, że może bym jednak za tym trzecim, niebieskim pobiegł.
W tym czasie ten pierwszy, żółty, powraca, więc zwracam się w jego stronę, bezskutecznie, oczywiście.
świra można dostać, a może po prostu go już mam?
Przez to wszystko zaczyna mi się chcieć pić, robię się zmęczony i śpiący, piję kawę. Coś mnie dusi, gorąco mi się robi od tego słońca, prażącego, oślepiającego, otwieram drzwi balkonu, co nie pomaga. W głowie mam dwa różne światy, a może nawet więcej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!