Trudno się zabrać za cokolwiek.

Wczoraj coś dzień do niczego. W niedzielę surfowałem sporo, po raz pierwszy od dłuższego czasu, więc byłem trochę sieknięty. Poza tym, to spaliło mnie trochę.
Wziąłem jednego kumpla ze sobą, w sumie, to jedna moja dobra przyjaciółka tego chciała. Myślałem, że ten kumpel podzieli się kosztami benzyny, ale on nic nie wspomniał, mnie głupio było zagadywać. On to chyba większa sknera niż ja. Nawet nie ma własnego samochodu, bo nie lubi jeździć, boi się trochę, więc pewnie mu do głowy nie przyszło, że benzyna kosztuje. To taki Anglik, pracuje tu już od jakiegoś czasu.

że byliśmy większą grupą, potem jeszcze dołączyła się ta kumpelka z mężem, to wypadłem z mojej rutyny surfingowej. Tym, bardziej, że jedna grupa chciała spróbować jak to się surfuje. Więc nie posmarowałem się zbyt dobrze. Wszystko na szybko. Tłok, niedziela po świętach.
Normalnie, to jadę w ciągu tygodnia, jest spokój.
W każdym razie, podobało im się, mimo, że próbowali tylko na mojej desce, która jest za mała dla początkujących.

Muszę znowu częściej pojeździć posurfować, tym bardziej, że A też się to spodobało, to może razem pojedziemy. Nie wiem, jak z jej mężem.

NB (narkotyk-B) o dziwo, odzywa się przez ostatnie dwa dni dosyć regularnie. Przeważnie rano, gdy idzie do pracy i wieczorem, po powrocie do domu.
Nawet mi napisała "całusy", co oczywiście zignorowałem.
Pewnie doszła do wniosku, że jestem już zabetonowany w friendzone, więc może swobodniej ze mną gadać.
Tak poczułem, że gdy NB częściej się odzywa, to nabiera to jakoś bardziej rzeczywistego wymiaru.
Coś we mnie zmienia perspektywę spojrzenia. Trudno wyczuć co, pewnie budzi się jakiś lęk przed bliskością.
To paradoksalne. Wyobrażam sobie coś, to znaczy, jakaś część mojego mózgu. Jako reakcja na to, jakaś inna część, albo może nawet ta sama, zaczyna się tego chyba bać. Choć to wyobrażenie z rzeczywistością nie ma chyba nic wspólnego. Parę razy już mi się to tak zdarzało, także w innych relacjach. Przejmowałem się czymś zupełnie bez sensu. Wirtualne światy.

Jestem do niczego, ale pójdę na siłownię, trochę się poruszać, inaczej, to jak wczoraj, nic nie zrobię.
Rano obudziłem się z uczuciem silnego lęki.
- I co dalej? Co ja tu robię? - pytało mnie coś, podduszając trochę.
- Uspokój się - powiedziałem do siebie. - Staraj się nie poddawać tym emocjom.
Więc gdy czuję bezsens wszystkiego, gdy jestem ociężały, nic mi się nie chce, a w dodatku mam nieczyste sumienie, że nic nie robię, że jestem do niczego, to staram się za coś zabrać. Realizować jakoś parę rzeczy z mojego planu dnia.
Nie wiem, czy to co robię ma sens. Ale nie robienie niczego ma jeszcze mniej sensu.
W robieniu paru rzeczy lęki mi przeszkadzają, trudno mi się za to zabrać. Czasami trudno mi się zabrać za cokolwiek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!