Niewątpliwie pozytywne.

Siedzę sobie w kafejce, koło mnie jakaś młoda skośnooka para dyskutuje na temat swojego życia. Czy chcę czy nie, to tego słucham. Ona ma chyba 18 lat, czy coś, on 22. Ona uważa, że on jest za stary dla niej, bo ona chce wyjść za mąż w wieku 25 lat, czy coś takiego. Ładna jest ta skośnooka, po prostu miło czasami na nią zerknąć.

Mam wrażenie, że moja "krótka" lista mi pomaga. To znaczy, mam parę rzeczy, które chcę robić przez ileś tam minut, w ciągu dnia. Gdy mam coś "dużego" do zrobienia, to trudno mi się za to zabrać. Jakąś małą rzecz, ograniczoną czasowo łatwiej mi zrobić. Gdy już zacznę, to robię ją czasami dłużej. Ale nie o to chodzi, chodzi o robienie czegoś.
Obserwuję się też, jak mi czas gdzieś ucieka. Będę próbował szukać nowych tricków, by ten przeciek trochę zatkać. Nie oczekuję cudów.
Myślę, że poranna medytacja pomaga. Człowiek nabiera dystansu do siebie samego, swoich myśli i problemów. Nie powoduje to, że one znikają, ale to chyba jakiś dobry start.
Za dwa tygodnie zawody, ciekawe, jak będzie. ćwiczę sobie na korcie, starając się nie przesadzać. Jakiś czas temu przesadzałem i potem miałem spore zakwasy, nie mogąc ćwiczyć codziennie. Teraz, staram się to jakoś ograniczyć.
Bo czym się tak bardzo stresować. Tym, że żyję inaczej, niż inni ludzie? Czy oni żyją lepiej, czy gorzej? Gdy popatrzeć na różne kultury, wyjść ze swojego kręgu myśli, to widać, że ludzie żyją różnie. Nie mówię tu już o jakichś artystach.

Kiedyś chciałem się zabić, latami, teraz nie chcę, to uważam, za pozytywne, niewątpliwie. Myśli samobójcze jednak mi przeszkadzały.

Mam więcej kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, nawet zacząłem z nim rozmawiać. Chyba nigdy wcześniej tego nie robiłem, to znaczy, ono nigdy nie odpowiadało. Czy to pozytywne, czy nie, może to oznaka, że mi szajba bardziej odbija, ale, takie życie.

Komentarze

  1. Twoje wewnętrzne dziecko odpowiada? Chciałabym, żeby moje też to robiło, tymczasem ciągle mi się wydaje, że przypisuję mu jakieś tam obecne swoje wyobrażenia.
    Ona, ja wiem tylko, że była (jest) zamknięta w sobie, więc trudno mi w ogóle zacząć bo myślę sobie od razu, że zacznę jej "wciskać" mnie obecną. Może źle zadaję pytania?
    Jakie pytania zadajesz swojemu wewnętrznemu dziecku?
    Albo może nie o pytania chodzi? Może o gesty, albo stwierdzenia, które mogłyby być skrajnie inne niż były (są) wtedy?

    Ludzie różnie żyją i mają różny start. Jak w bloku, nie żeby start był drogowskazem, ale na pewno przesądza o tym, ile siły trzeba włożyć w dotarcie do tego, co dla innych może jest startem, a u Ciebie np. to jak drugie czy któreś tam piętro. A powiedzmy, chcemy dojść na dach.
    Można też w dół.
    Pozdrawiam,
    k.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja od lat powracam do mojego dzieciństwa, praktycznie, to codziennie staram się coś o tym dla siebie popisać. Na początku to było trudne, teraz, jakoś dużo łatwiejsze. Tak, jakby człowiek uczył się grać na instrumencie, czy może jeździć na desce.
    Myślę, że to nie chodzi o pytania, ale o kontakt. O to, żeby się wewnętrzne dziecko pewniej poczuło.
    To oczywiście, nieco teatralny model. Co do psychologicznego podejścia, to chodzi o emocje, które są związane z jakimiś wydarzeniami. Gdy się od tego ucieka, to ucieka się też od tych emocji wewnętrznego dziecka.
    Fakt, ludzie mają różny start. Myślę, że mamy w pewnym sensie podobny, bo oboje mamy coś w przeszłości, czego byśmy nie chcieli mieć.
    Ktoś powiedział, że wracanie do takich rzeczy może być trudne, bo kiedyś się człowiek zamykał, gdy coś złego się działo, uciekał w inny świat, a teraz stara się do tego dotrzeć świadomie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby się pewniej poczuło - to ma sens. W każdym razie takie katowane dziecko na pewno nie czuje się pewnie, na pewno brakuje mu kogoś, komu by mogło zaufać, na kim mogłoby się oprzeć. A czasami w ogóle nie czuje się jak człowiek... tak to jakoś wspominam.
    Teraz jak omawiamy coś podczas sesji i jak wybuchnę jakimś poczuciem winy, to czasami Terapeutka pyta mnie co bym powiedziała dziecku w takiej a takiej sytuacji,tzn. jak bym zareagowała. To łatwe, ale już odniesienie tego do mojej przeszłości nie jest takie proste, często wygląda to trochę tak, jakbym była wyjątkiem od reguły. Ergo moje kontakty z wewnętrznym dzieckiem nie są za dobre.
    Ja też codziennie piszę, ale nie o przeszłości. Postaram się to zmienić skoro może pomóc.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie trwało latami, to z tym wewnętrznym dzieckiem, do dzisiaj nad tym pracuję. Na początku, gdy zacząłem wracać do przeszłości, to robiłem się od tego chory, w sensie fizycznym. Dostawałem jakichś bóli przepony, w rodzaju, jakiego nigdy wcześniej nie miałem. Po tym, jak mi się to zdarzyło przynajmniej parę razy, zacząłem trochę ostrożniej do tego podchodzić.
    Moje kontakty z WD (wewnętrznym dzieckiem) też kiedyś nie były dobre, bo uważałem, że mi ono podstawia nogę i w ogóle, same kłopoty przez to. Złościłem się na siebie samego, to znaczy też na WD, że to, że tamto.
    Kiedyś jednak przyszło mi do głowy, że to nie moja wina, że coś takiego w dzieciństwie przeżyłem.
    - Nie dość, że mój poje...ny stary się tak zachowywał, to ja jeszcze sam na siebie się złoszczę - pomyślałem sobie wtedy.
    Więc staram się sam sobie pomagać, też mojemu WD, któremu też często nie jest dobrze.

    Wiem, WD, to tylko jakiś model pomocniczy, ale uważam, że mnie on pomaga.
    Poza tym, to może łatwiej mi się czasami od pewnych problemów oddzielić.
    Niedawno zmierzono efekt fal grawitacyjnych, podobno dwie czarne dziury, ileś tam tysięcy lat świetlnych stąd, je wytwarzają. Wątpię, czy te czarne dziury się nad sensem swojego istnienia zastanawiają, choć oczywiście nie możemy tego wiedzieć.
    Dlatego uważam, że zamiast zastanawiać się nad tym, czy jest się wart istnienia, lepiej próbować iść jakoś do przodu, szukać technik i sposobów, by mieć więcej kontroli nad swoim życiem, gdy ma się z kontrolą problemy.
    Nie jesteś głupia, widać to po tym co piszesz, na ile to potrafię ocenić, bo sam nie wiem, na ile jestem głupi ;) Więc jestem przekonany, że na pewno znajdziesz wiele różnych sposobów, żeby Ci się łatwiej żyło. Same raczej nie przyjdą, jak i sam się człowiek matematyki, obcego języka, czy jazdy na desce nie nauczy, ale jak się nad tym popracuje, to są efekty.
    Ale podobnie jak z jazdą na desce, jak się ćwiczy, pracuje nad czymś, to są efekty, cudów nie ma.
    Jak się postawi deskę do kąta i czeka na natchnienie, to raczej technika się nie poprawi, chyba, że się w tym samym czasie robi ćwiczenia na poprawę równowagi, wzmocnienie "body core" itp.
    Kiedyś nie umiałem sobie wyobrazić, że nie będę się chciał zabić. To było częścią mojego życia. Teraz nie chcę. Wiem, że potrafiłbym, ale nie mam ochoty, nie myślę o tym.
    Emocje mówią nam często "jesteśmy bezradni", ale często nie mają one racji.
    Nie mówię, że to wszystko jest proste, ale jak mrówki, jedna mała dużo nie zdziała, ale jak codziennie coś próbować robić, to można coś zbudować. Nie mówię też, że codziennie coś wychodzi :P
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!